Z przyjemnością informuję, że PDF praktycznego poradnika pt. Klub inwestora, jak założyć, prowadzić i rozwijać mikro fundusz inwestycyjny jest już dostępny tutaj (link zakupowy). W maju powinna być także dostępna wersja drukowana. W książce tej przedstawiam, krok po kroku, jak zorganizować grupę bliskich sobie osób, aby wspólnie uczyć się systematycznego oszczędzania i długoterminowego inwestowania.
Książkę napisałem głównie na podstawie moich rocznych doświadczeń prowadzeniem Klubu Inwestycyjnego Lesław Niemczyk i Wspólnicy, o czym dość szeroko wcześniej pisałem na blogu:
- Kluby inwestycyjne w Polsce. Ile ich jest i czy się rozwijają?
- Informacja z Ministerstwa Finansów (KAS) o klubach inwestycyjnych
- Formy prawne i podatki klubów inwestycyjnych na świecie wg D. Dziawgo
- Legendarny inwestor Peter Lynch o zaletach klubów inwestycyjnych
- Jak napisać umowę klubu inwestora? Ustal prawa korporacyjne i majątkowe
- Jak prowadzić księgowość klubu inwestora? Polityka rachunkowości
- Jak założyć rachunek maklerski dla klubu inwestora?
- Klub inwestora nie musi płacić podatku PCC | Interpretacja podatkowa KIS
- Rachunkowość klubu inwestora, czyli księgowanie podstawowych operacji
- Zamykanie roku księgowego w klubie inwestora i jego sprawozdanie finansowe
- Jak rozliczyć podatek dochodowy PIT w klubie inwestora?
W książce te wszystkie zagadnienia są uporządkowane, wzbogacone, a zarazem zweryfikowane, gdyż publikacja przeszła pozytywnie proces wydawniczej recenzji naukowej. W tym wpisie poniżej publikuję spis treści, podziękowania oraz wstęp do książki.
Spis treści książki “Klub inwestora”
Podziękowania od autora (ze str. 5)
Napisanie tego poradnika nie byłoby możliwe bez korzystnego splotu okoliczności oraz wsparcia osób, którzy z różnej perspektywy interesują się rozwojem rynku kapitałowego w Polsce. W tym miejscu chciałbym wyrazić moją wdzięczność wobec nich.
Przede wszystkim chcę podziękować mojej rodzinie i bliskim znajomym za zaufanie, jakim obdarzyli mnie w kwestiach finansowych. Bez niego nie powstałaby mikro-organizacja finansowa pod nazwą Klub Inwestycyjny Lesław Niemczyk i Wspólnicy. Klub ten ma już za sobą pierwszy rok działalności inwestycyjnej oraz sporządzenie sprawozdania finansowego obejmującego bilans, rachunek z wyników operacji i informację dodatkową.
Moje wyraz wdzięczności kieruję do Pani Profesor Danuty Dziawgo z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Nigdy nie miałem sposobności spotkać osobiście Pani Profesor, ale kilka jej książek znam dobrze. Tutaj muszę podkreślić znaczenie jej pracy z 2004 r. pt. „Stowarzyszenia indywidualnych inwestorów i kluby inwestycyjne na rynku papierów wartościowych”. Lektura tej monografii pozwoliła mi w pełni zrozumieć globalny fenomen klubów inwestycyjnych oraz wielki potencjał, jaki kryje się za tą formułą prawną. Potencjał, który w Polsce jak dotąd pozostaje w zasadzie niezagospodarowany.
Serdecznie dziękuję studentom zrzeszonym w Studenckim Kole Naukowym „Klub Inwestora” działającym przy Szkole Głównej Handlowej w Warszawie za inspirujące dyskusje online oraz wymianę korespondencji mailowej w temacie organizacji klubów inwestycyjnych. Dziękuję także moim studentom specjalności „Rachunkowość i podatki” z Uczelni Państwowej w Sanoku za twórczą atmosferę podczas zajęć z rachunkowości oraz rynków finansowych, a także możliwość konsultowania różnorodnych koncepcji.
Bardzo dużo zawdzięczam czytelnikom mojego bloga finansowego (www.leslawniemczyk.pl), którzy wykazywali zainteresowanie moimi wpisami poświęconymi tworzeniu klubów inwestycyjnych. Dziękuję za wyrazy wsparcia, korespondencję prywatną w tej dziedzinie, a także ich własne próby organizowania klubów inwestora.
Nie mógłbym tutaj również nie wspomnieć urzędników z Krajowej Administracji Skarbowej oraz Krajowej Informacji Skarbowej, z którymi wymieniałem korespondencję elektroniczną oraz papierową w zakresie opodatkowania oraz istoty klubów inwestora w polskim porządku prawnym. Bez Państwa rozległej i praktycznie zorientowanej wiedzy, a zarazem okazanego wsparcia, nie mógłbym posunąć się w moich dociekaniach analitycznych i działaniach praktycznych tak daleko.
Niestety, zupełnie nie znam wątku spraw, które doprowadziły do tego, że w rodzimej ustawie o obrocie instrumentami finansowymi, a dokładnie jej rozdziale 2. określającym szczególne typy uczestnictwa w obrocie papierami wartościowymi pojawił się oddział 2. i art. 124 poświęcony właśnie klubom inwestorów. Dziękuję za dalekowzroczną wspaniałomyślność tym osobom, które do tego doprowadziły.
Wstęp do podręcznika “Klub inwestora” (str. 7-12)
Przed kilkunastu laty pojęcie klubu inwestora zostało wpisane do polskiego prawa finansowego[1]. Niestety, prawie przez dwadzieścia lat nie zdołało odnaleźć swojego miejsca w powszechnej świadomości finansowej. Polskie kluby inwestycyjne przypominają troszeczkę Yeti lub Nessi[2]. Specjaliści od finansów niby wiedzą, czym one są lub przynajmniej powinny być, ale jeszcze nikt ich nie widział na własne oczy. Poczytne polskie portale finansowe informują o możliwości zakładania klubów inwestora. W Internecie jednak próżno szukać informacji o faktycznie działających klubach, których członkowie inwestują w papiery wartościowe na wspólny rachunek[3].
Na świecie – szczególnie w krajach wysokorozwiniętych – jest zupełnie inaczej. Kluby inwestycyjne reprezentują po prostu potężny segment najbliższego otoczenia rynków finansowych. W USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemczech funkcjonują dziesiątki tysięcy mniejszych i większych klubów inwestycyjnych. Zrzeszają one razem setki tysięcy zaangażowanych członków i kontrolują aktywa finansowe opiewające na gigantyczne kwoty.
Co więcej, kluby inwestycyjne wzięte razem i z osobna stanowią fantastyczną platformę edukacji finansowej. Działający w nich ludzie uczą się razem coraz lepiej inwestować. Po latach nierzadko okazuje się, że osiągają bardzo dobre wyniki, nawet lepsze od zawodowych doradców inwestycyjnych zatrudnionych w wielkich funduszach. Działanie w grupie i wiara we wspólny sukces skłania bowiem członków klubu do systematycznego oszczędzania i tzw. wartościowego inwestowania.
Istotą klubów inwestycyjnych jest to, że konsekwentnie rozwijają działalność inwestycyjną dzięki grupowym nawykom comiesięcznego odkładania środków pieniężnych na ten cel. Kto lepiej rozumie fenomen giełdy, ten wie, że już w samej tej mikro strukturze organizacyjno-finansowej ukryte jest ziarno sukcesu inwestycyjnego.
Można się zatem pokusić o twierdzenie, że wielkie szczęście ma ten, kto swoją przygodę z inwestowaniem na giełdzie rozpoczyna w grupie tworzącej klub inwestora. Pozwala to uniknąć perturbacji, na które narażeni są niedoświadczeni inwestorzy wchodzący na rynek kapitałowy w pojedynkę.
Losy niedoświadczonego inwestora indywidualnego a hossa
Gdy niedoświadczony inwestor indywidualny po raz pierwszy w życiu styka się z giełdą papierów wartościowych może ulec niebezpiecznemu złudzeniu. Oto widzi wykres historycznych cen akcji pewnej spółki i doznaje fałszywego olśnienia finansowego. Myśli sobie jakie to proste: Wystarczy kupić tanio i sprzedać drogo; mogę osiągać szybkie zyski kapitałowe bez wysiłku!
Jeśli szczęście mu nie dopisze, to może trafić na giełdę akurat w momencie, gdy ceny będą rosnąć jeszcze przez wiele miesięcy. Wówczas niesiony na fali wzrostów dojdzie do przeświadczenia, że ma wielki talent inwestycyjny. To zaś doprowadzi go w przyszłości do dotkliwych strat, których natury nie będzie w ogóle rozumiał albo zrozumie post factum. Jeśli w okresie hossy, przeświadczony o swojej nieomylności, zacznie inwestować ponad swoje możliwości, zrezygnuje z pracy zarobkowej lub zacznie zapożyczać się, aby „grać”, to scenariusz na życiowy dramat w jednym akcie jest praktycznie gotowy.
Zniechęcić się, czy zostać i uczyć się dalej? Bessa
Niedoświadczony inwestor może mieć także nieco więcej szczęścia. Wówczas „Pani Giełda” (używając pojęcia Grahama) od razu zafunduje mu kilka lekcji mniej dotkliwych strat, aby zmusić go do poważniejszego podejścia do inwestowania lub opuszczenia rynku na zawsze. Zrealizowanie istotnej straty kapitałowej może powodować głębokie i długotrwałe uczucie zniechęcenie do inwestowania na rynkach finansowych. Inwestor, mówiąc językiem potocznym, obraża się na giełdę tworząc rodzaj „teorii zewnętrznej winy”.
W myśl tej „teorii” obwinia cały świat gospodarczy i finansowy albo przynajmniej jego elementy. Natomiast samo źródło ryzyka inwestycyjnego tkwi zazwyczaj w nim samym. Istotą tego ryzyka jest brak praktycznej wiedzy inwestycyjnej oraz wynikająca z tego niestabilna struktura umysłowo-emocjonalna, która nie jest w stanie sprostać turbulencjom rynku finansowego.
Chwilowo przegrany inwestor może wyciągnąć wnioski z giełdowej porażki i zacząć zadawać „uzdrawiające” pytania:
- dlaczego ponoszę straty?
- co robię niezgodnie z zasadami sztuki inwestycyjnej?
- jak to robią wytrawni inwestorzy, że są obecni na rynkach finansowych w okresach hoss i bess?
ale przede wszystkim:
- czy działając w zespole kilku lub kilkunastu inwestorów nie byłoby mi łatwiej podejmować właściwe decyzje inwestycyjne, a następnie je skutecznie realizować?
Na rynkach finansowych, jak w każdej innej dziedzinie, sukces w 90% jest rezultatem pracy i wytrwałości, a tylko w 10% efektem wrodzonych predyspozycji. Praca ta polega w pierwszym rzędzie na zdobywaniu wiedzy z dziedziny inwestowania w papiery wartościowe.
Aby to zrobić, trzeba czytać odpowiednie książki, systematycznie wyciągać wnioski z własnej działalności inwestycyjnej, dyskutować z innymi inwestorami. Zatem warunkiem zdobywania wiedzy jest gotowość pozostania na rynku giełdowym przy minimalnym zaangażowaniu kapitałowym pomimo strat, aby dalej uczyć się inwestowania w praktyce.
Czego potrzebujemy: wiedzy czy dyscypliny?
Poważniejsze inwestowanie zaczyna się od przyjmowania pewnych uniwersalnych zasad, założeń, modeli decyzyjnych, testowania hipotez rynkowych, monitorowania rynku, systematycznego przeglądu spółek, analizy ich sprawozdań finansowych, doboru metod wyceny itd. Choć brzmi to dość poważnie, to jednak w swej istocie jest naturalnym dla każdego procesem uczenia się na błędach.
Następnie weryfikuje się zdobytą wiedzę w praktyce. Jeśli ta weryfikacja przebiega pomyślnie, to inwestor jest przygotowany, aby stopniowo zwiększać zaangażowanie kapitałowe w publicznie notowane papiery wartościowe.
Giełdowym „chrztem bojowym” jest przejście przez pierwszy kryzys, a więc bessę. Dopóki razem z rynkiem nie sięgniemy pierwszego wieloletniego dna, nie jesteśmy gotowi na poważne inwestowanie. Dno odzwierciedlające apogeum paniki rynkowej jest też kluczowym momentem zastosowania strategii smart money.
Gdyby w praktyce dało się w prosty i „bezstresowy” sposób stosować taktykę „kupuj co drożeje i sprzedawaj co taniej”, to każdy przeciętny i nieprzygotowany człowiek mógłby zostać giełdowym milionerem. Właśnie dlatego to nie działa! Nawet bardzo powierzchowna refleksja nad tą zasadą przeprowadzona w ujęciu makro i mikro, każe ją odrzucić jako fałszywą, a przecież kieruje się nią duża grupa doraźnych inwestorów indywidualnych.
Gdyby zaś sama teoretyczna wiedza o inwestowaniu wystarczała, aby zbić fortunę na rynku, to każdy profesor finansów byłby multimilionerem. I choć wielu profesorów finansów świetnie radzi sobie na rynku kapitałowym, to jednak przecież nie wszyscy.
W inwestowaniu na giełdzie potrzeba czegoś więcej. Potrzebny jest pewien mix kompetencji teoretycznych i praktycznych. Coś, co dużo łatwiej wypracować w grupie, niż indywidualnie. Aby skutecznie zrealizować sprytną strategię inwestycyjną – ang. smart money strategy – trzeba nie tylko ją wykoncypować, dobrze zrozumieć, ale także z żelazną konsekwencją zrealizować.
W praktyce na giełdzie liczą się więc dwa czynniki: wiedza oraz charakter. Jeśli brak jednego z tych elementów, to poniesiemy porażkę. Paradoksalnie, będzie ona dotkliwsza, gdy braknie nam charakteru, niż gdyby brakowało nam wiedzy. I tu dochodzimy do sedna sprawy, dlaczego warto powoływać kluby inwestorów.
Działanie w otoczeniu grupy osób wspólnie zaangażowanych kapitałowo w proces inwestycyjny może pełnić rolę substytutu silnego charakteru inwestycyjnego. Po prostu, te działania (lub powstrzymanie się od działań), które byłyby trudne w pojedynkę, można dużo łatwiej wykonać w grupie, która wzajemnie się wspiera i kontroluje. Co więcej, w grupie dodatkowo mogą uruchamiać się szczególne procesy uczenia się, które są niedostępne dla wyizolowanej jednostki. To główny powód, dla którego na świecie tak prężnie od lat rozwijają się kluby inwestycyjne.
Zalety klubów inwestycyjnych
Wielką zaletą klubów inwestycyjnych jest to, że uczą żelaznej konsekwencji wspólnego oszczędzania i inwestowania. W klubach przyjmuje się proste reguły finansowe takie, jak np.: “Rain or shine, doom or gloom, we invest every month.”[4] Choć brzmi to banalnie, finansiści wiedzą, co za tym się kryje. Chodzi tutaj o zasadę „uśredniania kosztów nabycia”[5].
Jeśli umiejętnie wybierzemy sobie kilka ulubionych spółek i co miesiąc będziemy przeznaczać na zakup ich akcji stałą kwotę, załóżmy, 1 tys. złotych, to średnia cena naszych zakupów będzie poniżej zwykłej średniej arytmetycznej wyliczonej z płaconych cen jednostkowych. Po prostu, za stałą kwotę w okresach podwyższonych cen kupimy mniej akcji, a w okresach niższych cen dużo więcej akcji. Dlatego takie postępowanie ogranicza ryzyko inwestycyjne poprawiając jego długookresowe wyniki.
Solidna polityka finansowa daje małym klubom inwestorów przewagę nad wielkimi funduszami inwestycyjnymi. Te bowiem w okresach boomu doświadczają napływu ogromnej fali „optymistycznie” nastawionego kapitału. Niestety, wówczas akcje są zazwyczaj już mocno przewartościowane. Zaś w okresach recesji kapitał „pesymistycznie” ucieka z funduszy inwestycyjnych, a przecież to właśnie wówczas należy „łapczywie” kupować akcje ze względu na ich skrajne niedowartościowanie.
Kluby inwestycyjne są także tańszą i prostszą strukturą organizacyjną, niż fundusze inwestycyjne. Co więcej, klub inwestora nie musi podporządkowywać swojej polityki inwestycyjnej przepisom prawa finansowego. Po prostu, jeśli zespół działający w klubie zna bardzo dobrze kilka spółek i widzi fantastyczne perspektywy przed nimi, to może się skoncentrować wyłącznie na nich. Fundusze inwestycyjne nie mogą robić tego samego i muszą sprostać zasadzie szerokiej dywersyfikacji portfela papierów wartościowych.
W klubie inwestora opłaty transakcyjne rozkładają się na większą grupę członków. Zatem ten sam pakiet akcji kupiony rozłącznie przez kilku inwestorów indywidualnych okazałby się odrobinę droższy, niż kupiony wspólnie przez klub inwestora.
Klub inwestora to nie tylko sposób na wspólne inwestowanie, ale także nawiązywanie wartościowych relacji międzyludzkich oraz poznawanie interesujących ludzi dzielących wspólne pasje. Nawet jeśli klub inwestora ponosi straty (co nie jest wykluczone), to zdobyte doświadczenie, wiedza oraz relacje międzyludzkie pozostają na przyszłość.
Ponadto, niektóre zagraniczne kluby wykorzystują swoje spotkania, aby w rodzinnych układach międzypokoleniowych przekazywać wiedzę o właściwych nawykach oszczędnościowo-inwestycyjnych. Zatem „mocny” klub inwestycyjny może poniekąd pełnić doradczą rolę „prywatnego bankiera” dla kilku ambitnych rodzin.
Polskie kluby inwestycyjne są obecnie mniej uprzywilejowane podatkowo, niż indywidualne konta emerytalne (IKE) oraz indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego (IKZE). Jednakże odpowiednio długu realizowana strategia inwestycyjna może w praktyce zniwelować tę różnicę. Oczywiście inwestowanie w klubie nie wyklucza założenia indywidualnych kont emerytalnych. Zaś intensywne zdobywanie wiedzy inwestycyjnej w klubie może przyczynić się do efektywniejszego zarządzania środkami pieniężnymi na indywidualnie prowadzonych rachunkach inwestycyjnych „na boku”.
Klub jako „piaskownica” inwestowania
Doświadczenia praktyczne zarządzania klubami inwestorów w USA dobitnie pokazują, że mogą one być wstępem do poważnego inwestowania indywidualnego. Do klubów przystępują często ludzie, którzy nie wiedzą zupełnie nic na temat rynków finansowych i papierów wartościowych, np. artyści, gospodynie domowe, nauczyciele, pracownicy niewykwalifikowani, dziennikarze itd. Po latach aktywnego zdobywania wiedzy i wspólnego inwestowania w klubie są dobrze przygotowani do inwestowania indywidualnego.
Niektóre kluby inwestycyjne zaczynają od naprawdę niewielkich miesięcznych składek oszczędnościowo-inwestycyjnych. Czasami jest to 10, 20 lub 50 dolarów. Pomimo tego z biegiem lat wspólnota inwestorów może zbudować imponujący portfel inwestycyjny, szczególnie wówczas, gdy reinwestuje dywidendy. Dopełnieniem tego portfela są prywatne inwestycje klubowiczów zakładane na podstawie wiedzy, zasad i inspiracji zaczerpniętych w klubie.
Amerykański dziennikarz finansowy o polsko brzmiącym nazwisku John F. Wasik w książce zatytułowanej „The Investment Club Book” dość szczegółowo opisuje ten fenomen[6]. Według niego w USA jest ponad 14 tys. klubów zrzeszonych w NAIC[7]. Wszystkich klubów, także tych niezrzeszonych, jest ponad 50 tysięcy. Średni wiek klubu wynosi nieco ponad 9 lat. Zaś ponad 1 tys. klubów działających przy NAIC może poszczycić się historią dłuższą niż dwie dekady!
Co więcej, według niego ponad połowa tych klubów „pokonuje giełdę”, której wyniki mierzone są przyrostami szerokiego indeksu S&P500[8]. Jak wiadomo wiele profesjonalnych funduszy inwestycyjnych zrobić tego nie potrafi. Są też takie kluby, których stopy zwrotu onieśmielają największe sławy inwestycyjne z Wall Street. Sam John Wasik przyznaje we wstępie książki, że takie nadzwyczajne wyniki klubów wydawały mu się niewiarygodne zaraz na początkowym etapie zbierania informacji o nich[9].
Dalej w jego książce odnajdujemy informacje, że średnia wartość klubowego portfela wynosiła nieco ponad 89 tys. dolarów. Łatwo zatem policzyć, że wszystkie kluby zrzeszone w NAIC kontrolowały w połowie lat dziewięćdziesiątych aktywa o łącznej wartości 1,25 miliarda dolarów. Jednakże członkowie klubów poza nimi posiadali prywatne portfele o średniej wartości 110 tys. dolarów przypadającej na członka[10].
Warto szczególnie tę ostatnią wartość zestawić z amerykańskimi danymi statystycznymi dotyczącymi całej populacji. Według nich przeciętny Amerykanin w grupie wiekowej 45-55 lat miał wówczas zgromadzone aktywa finansowe o wartości 2,3 tys. dolarów. Allen Greenspan, były szef banku centralnego FED, nazwał ten brak skłonności do oszczędzania i inwestowania „głównym problemem polityki ekonomicznej kraju”[11]. Jak widać ów problem wśród członków klubów nie istniał.
Kobiety stanowiły 49,6% zrzeszonych klubowiczów, a mężczyźni 50,4%. Co ciekawe, „żeńskie” kluby miały lepsze wyniki, niż „męskie”. Jednakże najlepszymi wynikami mogły się poszczycić kluby „koedukacyjne”. Były też oczywiście kluby, które ponosiły straty.
Generalna nauka, jaką możemy wyciągnąć z amerykańskich doświadczeń klubowych opisanych w książce Wasika, jest następująca. Środowisko klubu inwestora potrafi naprowadzić niezorientowaną osobę na ścieżkę równowagi budżetowej, samodyscypliny finansowej, a nawet względnej zamożności wynikającej z nadzwyczajnych stóp zwrotu z inwestycji w akcje zrealizowanych na przestrzeni wielu lat.
Wasik przedstawia informacje o osobach, które dzięki klubowemu inwestowaniu sfinansowały drogie amerykańskie studia swoich dzieci, kupiły wymarzone letnie rezydencje na emeryturę, a nawet zdobyły niemałą fortunę posiadając portfel inwestycyjny opiewający na siedmiocyfrowe kwoty. Zatem uczestniczenie w klubie może dać dużo lepsze rezultaty, niż wszelkie systemowe zabezpieczenia emerytalne.
Jak i po co powstał ten podręcznik?
Napisanie tego podręcznika było dla autora szczególnym etapem rozwoju. Otóż temat klubów inwestycyjnych pozwolił mu spiąć w jedną całość wiele elementów doświadczenia zawodowego, biznesowego i życiowego. Wykorzystano tutaj:
- doświadczenie prowadzenia klubu inwestycyjnego,
- wiedzę ekspercką z zakresu zarządzania, finansów i rachunkowości,
- praktyczną wiedzę z zakresu nadzoru korporacyjnego zdobywaną na różnych szczeblach dużych przedsiębiorstw oraz instytucji non-profit,
- wieloletnie doświadczenie skarbnika i księgowego organizacji pożytku publicznego,
- pasję skutecznego zarządzania finansami osobistymi,
- doświadczenie w administrowaniu wspólnymi nieruchomościami inwestycyjnymi i zarządzaniu ich finansami.
Celem książki jest przedstawienie zasad funkcjonowania klubów inwestora oraz sformułowanie propozycji rozwiązań w zakresie organizacji ich rachunkowości. W ten sposób krajowa literatura przedmiotu została wzbogacona o pozycję, której poniekąd brakowało.
Dlatego można mieć nadzieję, że ten podręcznik przyczyni się do rozbudzenia zainteresowania tematyką klubów inwestycyjnych w Polsce. Kluby uczą inwestowania i mobilizują do systematycznego oszczędzania środków pieniężnych na ten cel. Zatem mogą przyczyniać się do dalszego rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, gospodarki rynkowej i giełdy papierów wartościowych. Dlatego zakładajmy, prowadźmy i rozwijamy prężne kluby inwestorów!
[1] Art. 124 ustawy o obrocie instrumentami finansowymi z dnia 29 lipca 2005 r. (Dz.U. 2021 r. 328 ze zm.).
[2] Zdrobnienie nazwy potwora z Loch Ness.
[3] Blog finansowy autora działający pod adresem www.leslawniemczyk.pl stanowi wyjątek od tej zasady.
[4] „Pada deszcz czy świeci słońce, zagłada czy mrok, my inwestujemy każdego miesiąca”; James K. Glassman, It’s true: investors club often outperform pros, „Washington Post” 19.03.1995; https://www.washingtonpost.com/archive/business/1995/03/19/its-true-investor-clubs-often-outperform-pros/dde986a6-7c94-443b-9bbe-425824454326/ [dostęp: 28.02.2022]
[5] B. Graham, Inteligentny inwestor, Studio Emka, Warszawa 2007, s. 118.
[6] John W. Wasik, The Investment Club Book, Warner Books, New York 1995.
[7] National Assosiation of Investors Corporation – organizacja zrzeszająca amerykańskie kluby inwestycyjne oraz inwestorów indywidualnych działająca obecnie głównie pod marką „Better Investing”. Powstała w 1951 r. jako National Assosiation of Investment Clubs zrzeszając kilka pierwszych amerykańskich klubów. Same początki tychże klubów sięgają 1940 r., gdy Fred Russell wraz z grupą znajomych założył w Detroit „Klub inwestycji wzajemnych”.
[8] John W. Wasik, The Investment Club Book, wyd. cyt., s. 2-3.
[9] Tamże, s. xvi.
[10] Tamże, s. 4.
[11] Tamże, s. 86.
0 komentarzy