Wielki Reset a klasa średnia / O finansach i przedsiębiorczości na trudne czasy

kw. 13, 2022 | Blog

Czy po domniemanym Wielkim Resecie będzie istnieć klasa średnia? Czy na świecie zostaną tylko ultra bogaci, technokraci oraz zniewolona klasa niższa? Czy można zorganizować społeczeństwo w sposób, którego nigdy wcześniej nie znała historia ludzkości dzięki nowym technologiom i wyrafinowanej socjotechnice?

Odpowiadając na te pytania nie napiszę tego, co duża część młodych internautów zapewne chciałaby usłyszeć. Ponadto pójdę pod prąd samozwańczym trybunom ludowym, którzy umiejętnie kapitalizują ten ferment teorii spiskowych. A dlaczego chcę iść pod prąd? Bo nie wiem, czy bardziej należy się obawiać Światowego Forum Ekonomicznego oraz Klausa Schwaba, czy może tej narracji jaka jest w mediach społecznościowych budowana wokół pojęcia Wielki Reset.

Oczywiści nie jestem w stanie podjąć dyskusji ze wszystkimi elementami teorii, które w ramach Wielkiego Resetu są podnoszone. Ta narracja jest bowiem wątpliwej jakości „wielką syntezą”, a przy okazji mieszanką prawdy i fałszu. Pomieszaniem logiki i wiedzy z pseudonaukowym i demagogicznym bełkotem.

Ostatecznie każdy musi sobie sam odpowiedzieć, ile w tych wszystkich relacjach jest rzetelnych informacji, a ile szukania poklasku i wzbudzania niezdrowych sensacji. Ja na przykład nie jestem ekspertem w sprawach klimatycznych, więc wolę się na ten temat nie wypowiadać. Natomiast rozumiem pewne sprawy społeczno-gospodarcze i dlatego chciałbym podzielić się swoją wiedzą i punktem widzenia.

Podążaj za białym królikiem

Do tej pory przez 30 lat mieliśmy szczęście żyć w „bańce mydlanej” stabilności i względnego rozwoju. Teraz ta bańka pęka i jest pewne, że nasze społeczeństwo musi się przyzwyczaić do okresu dłuższej niestabilności, niepewności, a nawet reorganizacji. Wpływ na to mają napięcia pomiędzy mocarstwami geopolitycznymi, erozja systemu monetarnego (link tutaj), rozwój technologii cyfrowych, migracje ludności, kryzys energetyczny, zmiany klimatyczne i inne czynniki. Splot czynników jest rzeczywiście wyjątkowy i w sposób konieczny towarzyszy mu niepokój społeczny, ferment intelektualny i niestety także duża dawka demagogii. Dlatego już wcześniej proponowałem strategię 12xP (link tutaj).

Jedno jest pewne – na Wielkim Resecie można zyskać i stracić. Na pewno idą wielkie zmiany i spowodują one, że będą wygrani i przegrani, jak było przy okazji każdego przełomowego okresu w historii. Poza tym pamiętajmy, że przyszłości się nie przewiduje, przyszłość się tworzy. Ta zasada dotyczy przedsiębiorstw, rządów, ale także zwykłych ludzi.

Aby nie iść za szeroko, postaram się skoncentrować na jednym elemencie: Czy klasa średnia wkrótce zniknie? Spróbuję przytoczyć argumentację, że klasa średnia nie zniknie, że dalej będzie potrzebna, choć na pewno nie będzie łatwo się w niej utrzymać. Aby zasygnalizować o co chodzi, spróbujmy znaleźć pewien symbol, do którego wrócimy na końcu.

W pięknej bajce pt. „Alicja z krainy czarów” na samym początku pojawia się postać białego królika, który mówi Oh dear! Oh dear! I shall be too late!”. Królik ten jest w chronicznym pośpiechu. Otóż w tej dekadzie (a może i następnych?) każdy z nas będzie trochę jak ten spieszący się, pędzący biały królik. Będziemy musieli się bardzo wysilić, aby nie tyle rozwijać się i iść do przodu. Będziemy musieli się bardzo wysilać i pędzić, aby zostać w miejscu tam, gdzie jesteśmy.

To dlatego za Charliem Mungerem nawiązywałem w poprzednim odcinku/wpisie o Wielkim Resecie do „straconej dekady”. Ja osobiście liczę się z tym, że pomimo mojego wysiłku i zaangażowania w sferze dochodowej (niemajątkowej) mogę pozostać w miejscu. To jest dla mnie scenariusz bazowy, który może, choć nie musi, się zrealizować. A teraz szczypta historii klasy średniej, bo jak wiadomo historia jest nauczycielką życia (Cyceron).

Miejsce klasy średniej w historii cywilizacji

Na początku w telegraficznym skrócie rzut oka na historię naszej cywilizacji pod kątem umiejscowienia w niej klasy średniej. Nie jestem historykiem gospodarczym, gdyż moja wiedza nie jest ściśle usystematyzowana, ale śmiało mogę powiedzieć, że interesuję się historią gospodarki, finansów i przedsiębiorczości czytając wiele książek na ten temat.

Zacznijmy od poniekąd prehistorycznego Sumeru. W tej zapomnianej przez tysiąclecia pierwszej cywilizacji naszego kręgu kulturowego najpierw rządzili kapłani organizujący pracę wokół świątyni. Wówczas świątynia była nie tylko miejscem kultu, ale i ośrodkiem gospodarowania, albowiem wszystkie zasoby należały do „bogów”.

Później obok „świątyni” pojawił się „pałac” z charakterystyczną strukturą dworską, którą dowodził Enzi, czyli król. Cywilizacja Sumerów wymagała organizacji pracy nadzorowanej przez administratorów, a nawet „technologów”. Potrzebowała pisma i milionów glinianych tabliczek, a więc również zgłaszała popyt na wysokie kwalifikacje. Te tabliczki pełniły wówczas taką rolę, jak później pismo i papier, a teraz technologie IT. Zatem od początku cywilizacji jej rozwój wiąże się z powstaniem klasy średniej. Już wówczas istniał podział na bogatych, bezwolnych biedaków i klasę średnią.

Klasa średnia w starożytności

W starożytnym Egipcie władza i własność należała do faraona. Nie był on jednak w stanie samodzielnie sprawować władzy nad tak ogromną scentralizowaną gospodarką agrarną rozpostartą nad brzegami Nilu. Nie tylko potrzebował klasy wyższej, a więc liderów religijnych i dowódców wojskowych, ale także średniego szczebla administracji. To wówczas wykształciła się cała kasta skrybów, którzy są „protoplastami” księgowych i administratorów.

W miastach-państwach starożytnej Grecji odnajdujemy kolebkę demokracji. Jednakże ten przywilej należał się tylko szlachetnie urodzonym. Reszta była zniewolona i wykonywała pracę na rzecz arystokracji. Oprócz tego w systemie potrzebni byli metojkowie (tutaj nazwa ateńska), a więc ludzie w sumie wolni i samodzielni ekonomicznie, którzy jednak nie posiadali pełni praw obywatelskich. Oni właśnie zajmowali się rzemiosłem, handlem, finansami, bo arystokracja nie miała zbytnio głowy do tego rodzaju spraw. Arystokracja zajmowała się wojowaniem lub konsumowaniem bogactwa i tworzeniem kultury w okresach pokoju.

Idźmy do starożytnego Rzymu. Nie ma co owijać w bawełnę, ale potęga tej republiki była oparta na podbojach, grabieży, ustanawianiu w podbitych prowincjach administracji oraz wyciskaniu z nich bardzo wysokich podatków. Prowincje „dzierżawiło” się od cesarza płacąc mu sowicie z góry za cały okres wyzysku. Cesarz potrzebował tych „gratyfikacji”, albowiem najczęściej wspięcie się na ten najwyższy urząd wymagało sowitego przekupienia elektrów, co wiązało się z zaciągnięciem długów, które późniejszy cesarz jakoś musiał pospłacać.

„Dzierżawca” prowincji przy pomocy wojska, administracji, fasadowych lokalnych władców, poborców podatkowych i celników wyciskał z niej tyle pieniędzy, ile się dało. W zamian gwarantował tzw. „Pax Romana”. Porządek ustanowiony przez Rzym przetrwał do najazdu plemion barbarzyńskich, którzy obalili tę republikę, co ponoć nie było zbyt trudne. Porządek moralny jej elit był zupełnie zdegenerowany poprzez wynaturzenia skrajnego hedonizmu (jeden ze zwyrodniałych cesarzy ponoć jadał sałatki ze słowiczych języczków).

W cesarstwie Bizantyjskim narośl administracyjna była jeszcze większa, co paradoksalnie dało większą żywotność tej części republiki, bo aż do upadku Konstantynopola. Można próbować wyciągać z tego taki wniosek, że elity Konstantynopola nie degenerowały się w takim tempie, jak te w Rzymie, gdyż po drodze musiały dzielić się bogactwem z liczniejszymi szczeblami pośrednimi administracji, wojska itd. Choć oczywiście bizantyjskie bogactwo i łapownictwo urosło wręcz do rangi symbolu.

Na marginesie można dodać, że historia cywilizacji azjatyckich jest w pewnych elementach dość podobna do ówczesnych kultur europejskich. W starożytnych Chinach, Japonii, Indiach kształtowały się systemy podobne do tych, które znamy z feudalnej Europy. Władca poprzez administrację i wojsko narzucał swoje prawa. Miał jednak także ludzi, którzy pomagali mu zarządzać oraz organizować gospodarkę. Czasami była mniejsza wolność gospodarcza, czasami większa. Podobnie było z wysokością danin publicznych, czyli podatków.

Klasa średnia u progu nowożytności

W średniowiecznej Europie ukształtował się system feudalny z dwiema pierwotnymi klasami – arystokracją i chłopstwem. Arystokracja posiadała ziemię, a więc podstawowy zasób gospodarczy tamtego okresu, a chłopi świadczyli pracę i byli zależni w swoich poczynaniach od klasy panującej. Szybko jednak w samym łonie feudalizmu, a więc obok zamków i pałaców, na placach targowych, wykształciła się nowa średnia klasa, a więc mieszczaństwo. Mieszczaństwo zajmowało się handlem, rzemiosłem i finansami.

Czasy nowożytne każdy z nas lepiej sobie potrafi wyobrazić, więc szkoda czasu na wyliczanie dowodów konieczności istnienia klasy średniej. Jednak jedno wiemy nawet z powierzchownej analizy. W czasach współczesnych mamy ludzi bardzo bogatych oraz bardzo biednych. Pomiędzy nimi znajduje się całe spektrum klasy średniej, które jest absolutnie niezbędne do organizacji społeczeństwa. Co więcej, generalny wniosek jaki możemy wyciągnąć z wielu kryzysów społeczno-gospodarczych jest taki, że samo naruszenie interesów klasy średniej grozi głęboką zapaścią cywilizacyjną.

Nota bene obecnie z Rosji po inwazji na Ukrainę masowo uciekają młodzi, wykształceni, dynamiczni ludzie. Z rodzinami wyjeżdżają lekarze, informatycy, finansiści, mikro-przedsiębiorcy. Podobno takiego exodusu klasy średniej i wyższej-średniej nie notowano w Rosji od 1917 roku. W półtorej miesiąca wyjechało ich już ponad 300 tys., a to może być dopiero początek. W dłuższej perspektywie taki „drenaż mózgów” będzie bardziej bolesny dla rosyjskiej gospodarki, niż bezpośredni wpływ wszelkich sankcji eksportowo-importowych. Prasa finansowa już okrzyknęła ten proces „gwoździem do trumny” rosyjskiej ekonomii.

Po Wielkim Resecie średniej klasy już nie będzie?

Promotorzy Wielkiego Resetu głoszą tezy, że już wkrótce nie będzie klasy średniej. Zaś samozwańczy „trybuni ludowi” ostrzegają głośno przed tym nadchodzącym zniszczeniem własności i wolności. W mediach społecznościowych można spotkać twierdzenia, że nie będzie lekarzy, prawników, księgowych. Nie będzie wysokich urzędników i menedżerów. Nie będzie przedsiębiorców, inwestorów, biznesmenów i właścicieli nieruchomości.

Stanę więc wobec tego w całkowitej opozycji i zapytam, a jak to gospodarka „postresetowa” niby ma być zorganizowana? Nawet dysponując super technologią komunikacyjną i robotami medycznymi nie będzie to po prostu możliwe. Jest to z jednej strony utopia, która nigdy się nie zmaterializuje, a z drugiej „papka” dla gawiedzi internetowej.

Tylko korporacje i rządy będą tworzyć miejsca pracy?

Ostatnio zacząłem czytać polską książkę o Wielkim Resecie, aby dotrzeć do źródła tych wszystkich „rewelacji”. Dlatego już wiem, że wprowadzającym elementem do tej narracji są twierdzenia przygotowujące młodych nieświadomych ludzi, że: ultrabogaci i finansiści są źli, zatrudnieni w stacjach telewizyjnych i radiowych dziennikarze są przekupieni, ludzie nauki są częścią propagandy systemowej, rządy, samorządy i ich agencje są bezwolne w swoich decyzjach itd. itp. Zatem mam świadomość tego, że dla „zadżumionych” tymi teoriami, ja powołując się na moje doświadczenia akademicki wręcz „przyznaję” się, że jestem jedną z tysięcy marionetek mafijnej organizacji Klausa Schwaba. Tak by to wyglądała w świetle książki, którą próbuję czytać.

Zatem jako doktor nauk ekonomicznych w dziedzinie nauk o zarządzaniu chyba mogę powiedzieć, że mam pewne wyobrażenie na temat tego, czym jest zarządzanie organizacją i administrowanie. Dlatego twierdzę, że samo zorganizowanie wielkiej korporacji lub administracji publicznej jest wielkim przedsięwzięciem, które będzie skutkowało powstaniem licznej klasy średniej wśród jej pracowników.

Jeśli ktoś byłby w stanie zorganizować globalną korporację, której interesariuszami byłby tylko ultra bogaty właściciel, a pracownikami spauperyzowana siła robocza, to wieszcze mu szybką porażkę. Pamiętajmy, że korporacja musi spełniać oczekiwania klientów i zaspokajać masowy popyt, który oni generują. Jak tego niby ma dokonać bez menedżerów, specjalistów, inżynierów itd., którym zależy na dobrym wykonaniu pracy? Nie da się tego zrobić bez współtworzenia klasy średniej!

Może w tym miejscu posłużymy się cytatem sprzed wieku Henry’ego Forda: Dla przemysłowca obowiązuje jedna zasada: Zapewnij najlepszą jakość towarów przy możliwie najniższych kosztach, płacąc najwyższe możliwe zarobki. Jeśli jednego z tych trzech elementów wymienionych w cytacie braknie, to wielki biznes się rozpada. Nic się tutaj nie zmieni po domniemanym Wielkim Resecie.

Z kolei, wtórnie, a zarazem w ujęciu makroekonomicznym ta klasa średnia tworzy popyt konsumpcyjny i inwestycyjny, który jest punktem wyjścia organizacji gospodarki rynkowej. Popyt tworzy podaż. Popyt tworzy nowe przedsiębiorstwa i miejsca pracy.

Społeczna odpowiedzialność korporacji i jej społeczna kontrola

Same zaś wielkie korporacje są zorganizowane zazwyczaj w publiczne spółki kapitałowe, których akcje można nabywać na rynku finansowym. Prawo gospodarcze bodaj na całym świecie zabrania korporacjom na trwałe wykupywanie swoich instrumentów kapitałowych. Zatem zawsze na końcu łańcucha własności są pojedynczy ludzie. Czasami są to większościowi ultra-bogacze, ale także rynki finansowe dają dostęp do akcji właśnie mniejszościowej klasie średniej, za co gospodarce rynkowej należy się chwała. Korporacja nie może oderwać się od społecznej kontroli i odpowiedzialności.

W gospodarce rynkowej młody człowiek startując w życie może zarabiać, oszczędzać i inwestować. Współcześni ultra-bogacze nie są potomkami arystokratycznych rodów średniowiecznych. To zazwyczaj bardzo ambitni ludzie, którzy w ciągu 1-3 pokoleń doszli do wielkiej zamożności. Wielki Reset nie będzie w stanie przekreślić możliwości awansu społecznego, jakie stwarza gospodarka, rynek finansowy i edukacja, bo wówczas zaprzeczyłby sam sobie.

Byłem sekretarzem zarządu spółki giełdowej oraz zasiadałem w radach nadzorczych kilku dużych spółek. Z doświadczenia wiem, że każde dużo przedsiębiorstwo nie tylko tworzy popyt wewnętrzny na pracę i wysokie kwalifikacje. Część tego popytu ze względów ekonomicznych kieruje na zewnątrz tworząc rynek usług i outsourcingu. Tę nisze wykorzystują twórczo małe i średnie przedsiębiorstwa oraz przedstawiciele wolnych zawodów, którzy stanowią zazwyczaj trzon klasy wyższej-średniej.

Pomyślmy przez chwilę. Jeśli w wielkim wieżowcu należącym do korporacji po okresie zimowym będą brudne okna, to kto ma je umyć? Roboty jakiejś nowej korporacji? Nie! Umyje je mikro-firma jakiegoś taternika, która zainkasuje za tę usługę dość dobre wynagrodzenie. Jeśli na udar mózgu zachoruje prezes tej korporacji, to kto udzieli mu pomocy? Roboty z korporacji medycznej? Nie lekarze i prywatny szpital. Jeśli w tym wieżowcu będzie trzeba po dwudziestu latach przemalować i odświeżyć wszystkie pomieszczenia, to kto to zrobi? Roboty z korporacji remontowo-budowlanej? Nie, po prostu pracownicy firmy remontowo-budowlanej pracując ramię w ramię ze swoim szefem. Takie przykłady można by ciągnąć w nieskończoność, więc nie dajmy się zwariować!

Nie dajmy się zwariować, ale bądźmy czujni!

Teraz wróćmy do naszego symbolu „białego królika”. Musimy się skonfrontować z tym, że idą cięższe lub nawet bardzo ciężkie czasy. Chyba wyczuwa to każdy z nas.

Gospodarcza walka z Covidem spowodował powstanie ogromnego długu publicznego. Kryzys energetyczny jest faktem, a wojna na Ukrainie może go tylko zaostrzyć. Transformacja energetyczna jest raczej potrzebna, choć w obecnych czasach zawieruchy geopolitycznej może zostać odłożona na stabilniejszy okres. Już w przyszłym roku może nasilić się kryzys żywnościowy i migracyjny. W dodatku państwa Europy muszą zacząć się zbroić, aby móc obronić swoją suwerenność na wypadek niesprowokowanej agresji. Koszty militaryzacji mogą być ogromne.

Nie trzeba być wielkim ekonomistą, aby uzmysłowić sobie, że wyzwania przed którymi stoimy jako społeczeństwo są po prostu gigantyczne. Ktoś będzie musiał za to zapłacić. Kto? Każdy z nas! Jednocześnie ferment intelektualny i zagraniczne interesy polityczne mogą destabilizująco wpływać na nasze społeczeństwo. Co zatem robić?

Biec, aby zostać w miejscu, czyli w ślad za białym królikiem

Przede wszystkim będziemy musieli dużo i efektywnie pracować. Ponadto w wolnych chwilach powinniśmy inwestować w siebie i kształcić się szczególnie przez czytanie mądrych książek. Może to wydać się trochę górnolotne, ale dzięki temu będzie ponadczasowe i na pewno trwalsze niż przemiany Wielkiego Resetu.

Czytajmy np. „Etyki” Arystotelesa, „Rozważania” Marka Aureliusza, ale przede wszystkim Biblię. Tysiąclecia mijają w zgiełku i zamęcia, ale pewne rzeczy w życiu człowieka są stałe i niezmienne. Wybitni myśliciele starożytności i prorocy doskonale poznali tę prawdę. Pilnujmy, aby nasze dzieci w szkołach przykładały się do matematyki, historii i nauki języków. Bez tego nie da się wychować świadomego społeczeństwa, które będzie zdolne do samostanowienia.

Ja zaś moją skromną osobą chce także służyć Waszym rodzinom moimi poradnikami finansowymi oraz kursami online. Jeśli potrzebujecie prostego zrozumienia spraw finansowych i zachęty do mikro-przedsiębiorczości, to przeczytajcie moje dwie książki:

Oraz skorzystajcie rodzinnie z dwóch kursów online:

Z kuponem „jestemuczniem” można je nabyć za darmo. Pierwotnie ten kupon miał być adresowany wyłączeni dla polskich szkół, ale przecież polskie rodziny też są domową szkołą. Zatem zapraszam do korzystania! A na zakończenie przytoczę jeszcze jeden cytat Henry’ego Forda, który znajdziecie pośród innych w mojej książce „Amerykańska szkoła finansów i przedsiębiorczości”:

„Na tym świecie są dwa rodzaje głupców. Jeden to milioner, który myśli, że gromadząc pieniądze, może w jakiś sposób zgromadzić prawdziwą władzę, a drugi to reformator bez grosza przy duszy, który myśli, że jeśli tylko zdoła odebrać pieniądze jednej klasie i dać innej, wszystkie bolączki świata zostaną wyleczone.”

PS.

W Internecie zajmuję się edukacją finansową i promowaniem przedsiębiorczości. Staram się to robić w sposób pozytywny – takie przyjąłem założenie. Zatem jeśli omawiam, opisuję jakiekolwiek zagadnienie, to czasami przemilczam negatywne aspekty zjawiska, choć mam o nich jakieś wyobrażenie. Np. przywołując historię Johna Davisona Rockefellera w poradnikach przemilczam rysy na jego karierze.

Po prostu, wychodzę z założenia, że jeśli ze znajomości negatywnych aspektów zjawiska nie płyną dla nas jakieś konstruktywne wnioski na przyszłość, to w ogóle o tym nie mówię pozostawiając sprawę historykom. Zresztą ja nie mam monopolu na prawdę i nie chcę zastąpić innych źródeł informacji.

Tutaj prezentuję tylko mój punkt widzenia, a zarazem zachęcam do samodzielnego myślenia i poszukiwania. Ale przede wszystkim zachęcam do doskonalenia sztuki zarządzania finansami, przedsiębiorczości, zrównoważonego rozwoju osobistego. To szczególnie ważne zagadnienia na trudne czasy.

1 komentarz

  1. Big Taxi to moja odpowiedź na trudne czasy:)

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Powiązane artykuły