5 błędów przedsiębiorcy w Internecie i 2500 subskrypcji na YouTube

cze 12, 2024 | Blog

Dziś przedstawię wpis charakteryzujący moje 5 kluczowych błędów, które zrobiłem jako początkujący mikro-przedsiębiorca w Internecie rozwijając sprzedaż kursów online, książek i ebooków. Chcę jednak, aby mój wpis miał wydźwięk pozytywny. Dlatego moje 5 błędów w e-biznesie i digital marketingu przekuwam dla Ciebie w 5 sprawdzonych zasad sukcesu w tej dziedzinie.

Nauka na błędach jest istotą przedsiębiorczości. Henry Ford mawiał na ten temat: Nie bój się popełniać błędów. Ci którzy nigdy nie popełniają błędów pracują u tych, którzy je popełniają. Henry Ford jest jednym z moich ulubionych herosów biznesu (przemysłu), którego historię oraz sposób myślenia możesz poznać czytając moją 8. książkę, czyli „Amerykańską szkołę finansów i przedsiębiorczości” (kliknij tutaj w link zakupowy).

Jednakże Warren Buffet mawia: Dobrze jest uczyć się na własnych błędach. Lepiej uczyć się na błędach innych ludzi. (Link zakupowy do podręcznika inwestowania na giełdzie w akcje metodą Warrena Buffetta znajdziesz tutaj – kliknij link zakupowy – czyli mojej 10. książki). Właśnie po to powstał ten wpis, abyś mógł się nauczyć e-biznesu na moich błędach.

Do wpisu skłoniła mnie autorefleksja, którą podjąłem na szczególną dla mnie okoliczność. Niedawno przekroczyłem kamień milowy 2500 subskrypcji na YouTube. To oczywiście każe zapytać mi siebie samego: Jak to się stało? Co mogłem zrobić lepiej? Dlaczego to trwało tak długo?

Wcześniejsze moje wpisy dotyczące rozwoju na YouTube możesz znaleźć tutaj:

Na marginesie dodam, że ze statystyk bloga wiem, że bardzo doceniacie mój wpis o algorytmie YouTube. Jest on dla Was niezwykle wartościowy. Czytacie go z bardzo dużym zaangażowaniem (i bardzo słusznie)!

Oczywiście kanał na YouTube (link do kanału – zachęcam Cię do subskrypcji właśnie teraz) nie jest rdzeniem mojej działalności, a jedynie „tubą” marketingową, czyli otwartym oknem na świat. Jest on jednak niewątpliwie częścią „maszynki” marketingowo-finansowej, którą znasz za pośrednictwem Internetu jako LeslawNiemczyk.pl.

W tym miejscu płynnie przechodzimy do pierwszego błędu, który oczywiście dla Ciebie przekształcam w pozytywną zasadę do zastosowania.

1. Nabierz maksymalnego dystansu do tego, co robisz w Internecie (YouTube)

To jest ogromna bariera psychologiczna, którą trzeba w sobie pokonać. Nauczyć się rozróżniania własnego ja, od tego jak ono manifestuje się dla odbiorcy treści w przestrzeni Internetu (szczególnie na otwartym rynku YouTube).

Brzmi nieco górnolotnie, ale tak naprawdę chodzi o istotę pracy w sieci i jej komfort. Przez całe lat reagowałem emocjonalnie na negatywne opinie, komentarze, „dislike’i” pod moim treściami w YouTube. Po prostu bolało mnie, że ktoś może być anonimowo złośliwy nie zwracając uwagę na merytorykę przekazu.

Po pewnym czasie otrząsnąłem się z tego. Pomyślałem sobie w duchu: ja nie jestem zupa pomidorowa, aby wszystkim smakować, to po pierwsze. A po drugie, komentarz, opinia dotyczy konkretnego filmu i wpisu, a nie wewnętrznie mojej osoby.

Może coś komuś się przypadkowo kliknęło, może ktoś coś nie zrozumiał, może miał zły dzień w pracy i szuka ujścia negatywnych emocji. Zresztą co mnie to obchodzi. Ważne, że cos tam klika i „generuje ruch” uruchamiając algorytm. A jeśli się komuś nie podoba moja łysa głowa, okulary itd., to już jego problem, bo mi to wcale nie przeszkadza, aby być szczęśliwym 😉

To trochę tak, jak w tradycyjnych zasadach marketingu. Nie ważne co mówią i piszą, i jak. Ważne, aby nie przekręcali nazwiska. (W przypadku YouTube chodzi o to, aby zapamiętali imię i nazwisko, czyli markę osobistą).

Błąd polegał na tym, że długo nie miałem dystansu do tego, co robię w Internecie (YouTube). Pozytyw wyniknął z tego taki, że od strony warsztatowej cały czas starałem się być coraz lepszy i optymalizować strukturę przekazu.

Umiem wyciągać pozytywne wnioski z konstruktywnej krytyki, a złośliwości coraz umiejętniej puszczać mimo uszu. Jednakże ostatecznie, jeśli ktoś nie zostaje moim Klientem, to naprawdę nie interesuje mnie, co on sobie tam myśli, gdy ma gorszy dzień, przeżywa frustrację itd.

Kiedy o tym pisze przypomina mi się stara stoicka zasada. Honor est in honorante, czyli po polsku: cześć (i obelga) są w oddającym cześć (względnie obrażającym). Jak podpowiadał w podręcznikach mój mistrz filozofii i logiki z młodości, czyli Józef Maria Bocheński: uczuciowe reagowanie na emocjonalne reakcje innych ludzi jest bezsensowne. Nic nie daje, a jedynie odbiera spokój, którego każdemu mikro-przedsiębiorcy bardzo potrzeba.

2. Uwierz w wielki sukces Twojego e-biznesu w Internecie!

Sam nie wiem, czy w zasadzie nie powinienem tej drugiej zasady wymienić jako pierwszej? Ja jeszcze nie osiągnąłem jako e-przedsiębiorca sukcesu na miarę moich aspiracji.

Nawet niektórzy moi Klienci dają mi feed-back, że mam dużo większy potencjał, niż dotychczasowa skala mojej działalności. Jednakże ja sam zrobiłem w tym obszarze wielki błąd. Przez pierwsze lata prowadziłem mój e-biznes na zasadzie „rozpoznawania gruntu i możliwości”.

Tutaj zgubił mnie mój zmysł analityka, badacza i poniekąd także naukowca. Raczej testowałem rozwiązania, sprawdzałem możliwości, weryfikowałem różne hipotezy i modele działania. To oczywiście miało bardzo dużo zalet w zakresie heurystyki przedsiębiorczej.

Ogromnym błędem było jednak to, że ostatecznie nie stała za tym wielka determinacja i wola osiągnięcia spektakularnego sukcesu w Internecie. Tak, tak, drogi Czytelniku! Aby osiągnąć wielki sukces w Internecie potrzeba ogromnej wewnętrznej energii wyzwalającej go.

Jeśli Ty również zaczniesz swoja przygodę z rozwojem e-biznesu na zasadzie „testowania”, „bawienia się”, to i Twoje wyniki będę „testowe” i „zabawne”. Nie popełniaj mojego błędu! Postaw sobie za cel od razu stworzenie rentownego mikro-przedsiębiorstwa zdolnego wydźwignąć Ciebie i Twoja rodzinę na poziom zupełnie nieosiągalny w innych branżach i zawodach!

Właśnie na tym polega biznesowa magia Internetu! Możesz wyskalować się bardzo szybko, tylko musisz ku temu stworzyć odpowiednie podstawy i warunki. Zrozum to, że zarabianie kilkunastu, kilkudziesięciu, a nawet kilkuset złotych miesięcznie nie jest mrzonką w tej branży. A co najlepsze, robi się to samemu lub w 2-3 osobowym zespole.

Małe przedsiębiorstwa przemysłowe, aby osiągnąć ten cel potrzebuje zespołu kilkudziesięciu osób, a czasami i kilkuset!

3. Przylgnij do branży kursów online, książek i ebooków

Kolejny błąd w jaki zaplątałem się wielokrotnie po drodze, polegał na rozproszeniu energii. Jeśli się na tym dobrze zastanowić, to błąd wynikał z błędu, a raczej błędy tworzyły strukturę. Bo jeśli nie ma silnej wiary w sukces, to przychodzi rozproszenie. Jedno warunkuje drugie.

Trzeci błąd był prostą konsekwencją braku wiary w wielki sukces w internetowej sprzedaży kursów online, ebooków i książek. Pierwszą własną książkę przez Internet próbowałem sprzedać w 2007 roku i od strony techniki marketingowej była to klapa!

Nie wierząc w wielki sukces sprzedaży książek, kursów i ebooków na przestrzeni kilku ostatnich lat sam na własne życzenie wplątałem się w różne projekty zawodowe i społeczne, które dramatycznie odebrały mi czas, energię, a tym samym niezbędny impet do sprofesjonalizowania działań.

Dzisiaj rozumiem, że bardzo ważne jest w życiu odmawianie. Jeśli siedzisz w naprawdę dobrej branży – a cyfrowa monetyzacja wiedzy i know-how to branża rewelacyjna – to kasuj wszystko, co może spowalniać Twój rozwój.

Jeśli na pierwszy rzut oka coś wygląda naprawdę atrakcyjnie, ale nie daje ostatecznie tego potencjału, co e-biznes, to nie wchodź w to. Pamiętaj, że Twoją domeną jest produkcja kursów online i książek, a następnie ich efektywna sprzedaż. Tylko to Cię powinno interesować.

Nawet gdybyś miał zostać radnym w Twoim mieście lub dostać awans na kierownicze stanowisko w Twojej pracy, co mogłoby wiązać się z nadgodzinami – ale Twój e-biznes zaczyna już pracować – to powiedz grzecznie “Bardzo doceniam tę propozycję, ale nie jestem zainteresowany i nie mam możliwości czasowych, aby odpowiedzialnie podjąć się tego zadania”.

4. Zostań ekspertem digital marketingu

Wstyd się przyznać, ale popełniłem wiele karygodnych błędów w zakresie digital marketingu. Jest ich tyle, że nawet boję się je tutaj wszystkie wyliczyć. Powodem tego był mój „pesel”.

Jestem z rocznika 1975. To powoduje, że mój umysł ma w zasadzie 100% analogową formację podstawową. Wydaje mi się nawet, że rozumiem tradycyjny marketing. Wszak moje studia magisterskie ukończyłem w 1999 roku na kierunku „Zarządzanie i marketing” ze specjalnością „Zarządzanie przedsiębiorstwem”.

Nie muszę tego tłumaczyć, że podręcznikowa wykładnia marketingu lat 90-tych, to była zupełnie inna bajka. Dopiero od około 2 lat zaczynam łapać, na czym polega digital marketing, a wcześniej jedynie raczkowałem lub błądziłem po omacku.

Pozytywne jest to, że digital marketingu można się nauczyć. Wystarczy sięgnąć po dobre podręczniki, przerobić 1-2 kursy online, śledzić anglojęzyczne tutoriale na YouTube.

Drogi Czytelniku! Jeśli tak jak ja nie czujesz się specem od digital marketingu, a chciałbyś pójść w kierunku bloga/vloga oraz sprzedaży książek i kursów online, to pomyśl o tym w następujący sposób.

To co widzisz, jako potencjalny Klient, analizując czyjegoś bloga/vloga, profile na FB oraz stronę sprzedażową, to jedynie czubek góry lodowej. Wiele podstawowych technik, metod, narzędzi jest ukryte przed Tobą (choć one oddziałują na Ciebie, to nie dostrzegasz ich bezpośrednio). To właśnie te ukryte „narzędzia marketingowe” sprzedają najskuteczniej.

Oczywiście teraz mogłeś pomyśleć, że ten cały e-biznes to manipulacja Klientem, aby wyrwać od niego parę złotych. Zdecydowanie nie! Niech nam to wyjaśni piąta zasada sformułowana na podstawie mojego – tym razem częściowego – błędu.

5. Twórz oryginalną wartość (treść) i autentyczną więź z Klientem

Jako twórca działający w Internecie miałem tę przewagę, że wcześniej przez kilkanaście lat pracowałem na uczelniach wykładając rachunkowość, finanse, inwestycje, zarządzanie. Dzięki tym doświadczeniom wiem, jak przygotować się do prezentacji oraz jak napisać dobrą, a nawet bardzo dobrą, książkę.

Przy okazji tutaj masz instrukcje dla autorów książek:

(Te materiały dla autorów też bardzo często i uważnie czytacie).

Właśnie w zakresie tworzenia oryginalnych treści oraz autentycznej wartości dla Klienta, która znacząco przekracza poziom moich cen, upatruję źródło mojej długoterminowej przewagi konkurencyjnej. Wielu moich Klientów utwierdza mnie w przekonaniu, że tak właśnie jest.

Więc pamiętaj, że nie chodzi, aby wyciągnąć od Klienta parę złotych, ale by dać mu w zamian naprawdę dużą wartość merytoryczną i użyteczną. Twoje produkty cyfrowe i fizyczne książki muszą mieć potencjał zmiany jego życia na lepsze. To powinna być naczelna zasada marketingu każdego e-biznesu.

Niestety, moje „analogowe” dzieciństwo i młodość spowodowały, że w pierwszych latach mojej działalności czułem się zagubiony, jak tworzy się więź z Klientem przez Internet. Wiedziałem, że same moje produkty są podstawą tej więzi, ale dziś w Internecie to za mało.

Jeszcze kilka lat temu, gdy mówiłem do kamery nagrywając film lub wysyłałem emaila do bazy adresowej, to wydawało mi się, że to leci w pustkę! Po prostu byłem przyzwyczajony jako wykładowca akademicki, że widzę przed sobą moje audytorium, a na podstawie ich niewerbalnych reakcji odczytuję zainteresowanie. W Internecie to zaś jakby „pustka”, bo nie widzę reakcji. Cóż za kardynalny błąd!

Każdy Twój email, każdy Twój film zamieszczony w social media, każdy wpis jest tak naprawdę budowaniem relacji. Jako mikro-przedsiębiorca działający w sieci potrzebujesz systematycznie, metodycznie budować te relacje, aby następnie oferować produkty, które mogą odmienić na lepsze życie Twoich odbiorców.

I naprawdę nikt się nie obrazi na Ciebie za to, że będziesz oferował książki (ebooki) za 100 zł, dzięki którym można owocnie rozpocząć karierę lub rozwiązać, jakiś palący życiowy problem. Także kurs online za kilkaset złotych nie będzie niczym niepokojącym.

Oczywiście dzisiaj wszyscy chcieliby stosować ceny premium i za byle jaką wartość kasować kilkaset złotych, a za nieco większe zaangażowanie kilka tysięcy (kilkanaście tysięcy) złotych. Może jestem staroświecki, ale ja wolę dawać wartość premium, a ceny zostawić na poziomie standardowym.

Ten staroświecki marketing pozwala mi uzyskać efekt stale otwartego portfela mojego Klienta. Myślę, że sami moi Klienci wiedzą to, że nie wyciskam z nich ostatniego grosza, a wartość którą dowożę, mogłaby mieć znacznie wyższą cenę.

To właśnie ten efekt powoduje częste powroty moich Klientów i sprzedaż krzyżową (cross-sell). Myślę również, że dzięki temu uzyskuję potencjał marketingu szeptanego.

Wspieraj mnie!

Na zakończenie uprzejmie proszę Cię wesprzyj moją działalność subskrybując mój kanał na YouTube, dołączając do mojego Newslettera oraz pisząc w komentarzu:

  • co myślisz o moich produktach i ich cenach?
  • co myślisz o moich zasadach marketingowych?
  • co mogę robić jeszcze lepiej?

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Powiązane artykuły