Pisanie książek może być bardzo atrakcyjną opcją rozwoju zawodowego dla wielu osób. Tylko jak zabrać się do napisania naprawdę dobrej książki? Czy można w tej dziedzinie zaproponować jakieś zasady, które spowodują, że książka będzie lepsza od innych? A może wystarczy iść na żywioł i poddać się twórczej wenie?
Z wpisu dowiesz się przede wszystkim:
- Jak określić misję dla swojej twórczości i czy w ogóle jest to potrzebne?
- Skąd brać pomysły na książkę i jak je selekcjonować?
- Jakie etapy można wyróżnić w procesie tworzenia książki?
- Jakie „sztuczki” warsztatowe warto znać, aby pisać dobre książki?
- Jak zadbać o wysoką sprawność intelektualną, aby efektywnie i systematycznie tworzyć?
W tym wpisie przedstawiam osobiste przemyślenia na temat pisania książek. Już wkrótce bowiem ukaże się moja druga książka z serii o finansach i przedsiębiorczości, czyli Amerykańska szkoła finansów i przedsiębiorczości. Oprócz ośmiu książek napisałem i opublikowałem kilkadziesiąt recenzowanych artykułów naukowych. Od trzech lat rozwijam także własnego bloga. Te wszystkie doświadczenia skłoniły mnie do zebrania moich spostrzeżeń w formułę internetowego mini poradnika dla autorów, autorów dobrych książek!
Po co i dla kogo w ogóle pisać książki?
Ludzie mają zapewne bardzo różne motywacje, dla których biorą się za pisanie książek. Jedni mają żyłkę pisarską i po prostu lubią „zabawę słowem”. Inni mają talent syntetyzowania wiedzy i lubią się nią dzielić z innymi. Inni jeszcze chcą po prostu na książce, jeśli nie zarobić, to skorzystać i traktują ją, jako szanse na sukces finansowy, zawodowy lub społeczny.
Oczywiście nie ma w tym apetycie na sukces nic zdrożnego, ani niestosownego. Jeśli rolnik sieje zboże po to, aby zarobić, a szewc naprawia buty, aby utrzymać swoją rodzinę, to również autor książek ma prawo myśleć o zarobku, bo przecież dostarcza towar na rynek. Niestety, ryzyko sukcesu na rynku książkowym jest dużo, dużo wyższe, niż w przypadku rolnika i szewca. Tutaj bowiem zarabia tylko garstka najlepszych twórców. A może należałoby napisać „najsprytniejszych” lub „najsprawniejszych marketingowo” autorów?
Motywów do pisania książek jest setki. Niestety, książek na półce w księgarni jest jeszcze więcej, bo setki tysięcy. Ja na przykład, gdy ja wchodzę do księgarni przypadkowo, a nie po konkretną książkę, to zazwyczaj pokręcę się po niej chwilę i wychodzę z niczym, bo ogrom oferty mnie przytłacza. Kupuję tylko te książki, które wiem, że mam lub muszę kupić! Kupuję tylko tych autorów, o których już coś wiem. Właśnie to stanowi „szklany niewidzialny sufit” na rynku książek, ale nie o tym w tym wpisie.
Zatem wydaje mi się, że pierwsze pytanie, jakie powinien sobie zadać myślący o debiucie autor brzmi: Czy aby na pewno kolejna książka jest na rynku potrzebna? Co chcę dać innym ludziom podejmując ten temat? Porcję wiedzy? Zestaw praktycznych porad? Dobrą rozrywkę? Odrobinę relaksu i oderwania? Wsparcie duchowo-emocjonalne?
Myślę, że odpowiedzi na te pytania stanowią punkt wyjścia do „targetowania” książki, a więc pozycjonowania jej na rynku. Książka jest poniekąd listem, który ma swojego nadawcę i odbiorcę. Jest więc elementem wyspecjalizowanej komunikacji społecznej. Dlatego watro wiedzieć: kto, co (o czym), dlaczego i do kogo pisze. Te cztery elementy nazwałbym strategicznym miksem książki.
Czy autor książki może mieć misję do spełnienia?
Aby zilustrować czym jest ów strategiczny miks spróbuję przedstawić własny przykład. Jestem ekonomistą/finansistą z dwudziestoletnim doświadczeniem akademickim i biznesowym. Potrafię łączyć głęboką refleksję teoretyczną z formułowaniem prostych zasad finansowych i biznesowych. Ludzie doceniają mnie za prosty język i treściwy przekaz. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że dostrzegają w tym moją wartość dodaną dla nich i przewagę konkurencyjną nad innymi autorami.
Wiem, że na polu edukacji finansowej w Polsce jest sporo do zrobienie, co pokazują badania tzw. świadomości finansowej przeprowadzane w skali międzynarodowej. Dlatego chcę pomagać głównie młodym ludziom w praktycznym zrozumieniu finansów i przedsiębiorczości, o ile dotychczas nikt inny nie był w stanie im w tej kwestii dopomóc.
Mam świadomość tego, że nie wszyscy potrzebują mojej pomocy i książek. Jednakże chcę, aby Ci którzy zaryzykowali sięgnięcie po moje poradniki nie byli rozczarowani. Wręcz przeciwnie! Chcę, aby ich życie zmieniło się na lepsze. Wierzę bowiem, że słowa i książki mają moc przemieniać ten świat na lepsze. Ja sam dzięki książkom staram się doskonalić każdego dnia od wielu, wielu lat.
Ta „deklaracja misji” mniej więcej pokazuje, kto, co, dlaczego i do kogo będzie pisał. Z jednej strony zachęcam, aby nie bagatelizować tej kwestii. Bez jej jasnego rozeznania może powstać „produkt książkowy”, który będzie budził pytania, ale co to jest, dla kogo i po co? Oczywiście z drugiej strony nie przesadzajmy zbytnio z perfekcyjnym dookreślaniem tego strategicznego miksu. On może dojrzewać w ciągu wielu lat przy okazji powstawania kolejnych książek. Jak zwykle w tego typu przypadkach trzeba znaleźć „złoty środek”.
Kiedy wziąć się za pisanie książki?
Pierwszą próbę pisania własnej książki warto podjąć na etapie pisania różnego rodzaju prac dyplomowych i zaliczeniowych. Przecież większość z nas bierze udział w różnego rodzaju kursach, szkoleniach, studiach, warsztatach, gdzie mogą pojawiać się pisemne prace zaliczeniowe.
Uważam, że szkoda czasu na pisanie pracy mającej kilkadziesiąt stron A4 tylko po to, aby dostać tzw. „zal”. Warto w tym momencie zastanowić się, jak sformułować temat pracy i zaprojektować jej konstrukcję, aby można było z niej „wykroić” książkę lub poradnik. Nawet jeśli miałby to być jedynie atrakcyjnie od strony graficznie złożony PDF.
To taka próba zrobienia czegoś według podejścia „2 w 1”. Nie zawsze się uda zastosować te metodę, ale warto pamiętać o niej i wykorzystać nadarzające się szanse. Przy okazji będziemy w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie, jak idzie nam pisanie. Bo jeśli pisanie jest dla nas przysłowiową drogą przez mękę i musimy wypić pięć kaw, aby „wypocić” jedno zdanie, to już sygnał, że może ta dziedzina aktywności nie jest stworzona dla nas?
Oczywiście naturalną droga dochodzenia do pisania książek lub redagowania poradników jest praca w branży szkoleniowej lub doradczej. Jeśli przygotowujesz dużo prezentacji i umiesz mówić do ludzi, to prawdopodobnie masz też predyspozycje do pisania książek. Co więcej, wydanie takiej książki buduje Twoją markę osobistą jako szkoleniowca lub doradcy.
Także praca w branży dziennikarskiej wydaje się tu być handicapem. Jednakże wobec kolegów dziennikarzy raczej powściągnę się od udzielania jakichkolwiek porad, bo to ja raczej bym potrzebowałbym ich wsparcia merytorycznego, a nie oni od mnie 😉 Podsumowując ten wątek możemy powiedzieć, że bardzo wielu dziennikarzy ma na koncie swojego dorobku zawodowego również wspaniałe książki, które warto czytać.
Skąd brać pomysły do napisania dobrej książki?
Generalnie mamy dwa źródła pomysłów, inspiracji, aby napisać dobrą książkę. Po pierwsze, są to inne książki lub materiały pisane (internet, czasopisma). Po drugie, jest to własne życie i doświadczenia. Oczywiście przez to własne życie i doświadczenia będziemy rozumieli także, to co dowiedzieliśmy się o innych lub od innych, ale nie za pośrednictwem słowa pisanego.
Korzystając z innych książek musimy pamiętać, aby nie kopiować czyichś słów i pomysłów. Z jednej strony istnieje coś takiego, jak prawa autorskie. Z drugiej strony, należy stosować zasady cytowania cudzych tekstów. Zatem jeśli kogoś cytujemy, to musi to być wyraźnie zaznaczone w tekście, aby było wiadomo, że nie przypisujemy sobie czyichś słów.
Także kwestię dwojakich źródeł inspiracji postaram się podeprzeć osobistym przykładem. Sam dość dużo czytam. Czytam książki z rachunkowości, finansów, historii gospodarczej, inwestowania, zarządzania, biograficzne itd. Z tych książek zawsze staram się nauczyć coś praktycznego. W zasadzie od prawie trzydziestu lat staram się weryfikować wiedzę książkową z praktyką gospodarczą. Zatem uczę się także dużo z praktyki.
Pracowałem w wielu instytucjach i na różnych stanowiskach. Byłem sekretarzem zarządu spółki giełdowej, księgowym, skarbnikiem, wykładowcą, członkiem wielu rad nadzorczych dużych przedsiębiorstw oraz rad społecznych. W tym czasie poznałem bardzo wielu wartościowych ludzi, od których nauczyłem się sporo o finansach, biznesie, pracy, nawiązywaniu relacji i po prostu życiu.
Jak zacząć pisanie książki i czy zawsze warto ją ukończyć?
Uważam, że nie warto pisać książki w pośpiechu i „na jeden raz”. Skłaniam się raczej, aby cały proces powstawania książki podzielić na charakterystyczne etapy:
- Proces inkubacji, zbierania pomysłów i materiałów (budulec),
- Proces planowania struktury książki (szkielet),
- Proces tworzenia pierwszej roboczej wersji teksu (szkic),
- Proces dojrzewania koncepcji książki – doskonalenie pomysłów, struktury, fragmentów,
- Proces scalania i formowania końcowej wersji tekstu,
- Fakultatywnie: proces redakcji i recenzji.
Pisanie książki w „komputerze” jest zatem o wiele doskonalsze i szybsze, niż pisanie jej odręcznie lub na maszynie do pisania, jak kiedyś to robiono. Przypuszczam, że to co dzisiaj autor robi pisząc pierwszą wersję książki, kiedyś osiągało się dopiero przy jej drugim lub trzecim wydaniu.
Koncepcja „lejka” tworzenia książek
Poszczególne etapy tworzenia książki przenikają się wzajemnie, ale też mają inną dynamikę i specyfikę. Przede wszystkim warto zasygnalizować, że rozpoczęcie pisania książki wcale nie musi oznaczać, że trzeba ją dokończyć. Trochę to tak, jak z inwestycjami. To, że przyglądam się akcjom jakiejś spółki i czytam jej sprawozdanie finansowe, wcale nie musi oznaczać, że je kupię. Po prostu na razie się przyglądam. Tak samo można się przyglądać „pomysłowi na książkę”.
Dzisiaj mniej więcej na pięć pomysłów pisania książki realizuje może jeden. Reszta „zawiesza się” gdzieś na pierwszych trzech etapach jej tworzenia z korzyścią dla mnie i czytelników. Jak dokonuję tej selekcji?
Pomysł pisania książki rozpoczynam od tworzenia nowego folderu na pulpicie komputera. To trochę tak, jak zasianie nasionka rośliny, z którego nie wiadomo do końca, czy coś wyrośnie. Zaczynam notować pierwsze myśli. Rozmawiam z bliskim znajomymi, co myślą na ten temat. Staram się wysądować, czy temat ma potencjał. Bywa bowiem tak, że to co autor uważa za fascynujące może nie być w ten sposób postrzegane przez innych.
Bywa i tak, że proces inkubacji jest zawieszony na kilka miesięcy, a nawet lat. Niektóre książki „dojrzewały” u mnie na pulpicie i czekały na właściwy moment bardzo długo. Inne nigdy nie doczekają się swojej szansy. Zatem warto traktować część pulpitu komputera osobistego, jako inkubator książkowy albo rezerwuar pomysłów książkowych.
Po co tworzyć kolejne wersje książki?
Tworzenie książki jest dość skomplikowanym procesem twórczym, a zarazem decyzyjnym. Pisząc książkę sami rozpoznajemy temat, wgłębiamy się w niego, dokonujemy analizy i rekonstrukcji projektu. Dlatego książka powstająca w moim komputerze ma kolejne wersje. Zapisuję je jako: „wersja 1”, „wersja 2”, „wersja 3”, „wersja do korekty”, aż do „MASTER”, czyli pliki do druku.
Takie pozostawianie starych wersji jest zabezpieczeniem się, gdyby okazało się, że gruntowana rekonstrukcja pracy nie była dobrym pomysłem i trzeba cofnąć się o kilka etapów. Szczerze mówić, mało kiedy jest to naprawdę potrzebne, ale daje większą śmiałość w poszukiwaniu optymalnej kombinacji formy i treści.
Zazwyczaj przejście do kolejnej wersji roboczej poprzedzam drukowaniem książki na biurowej drukarce i jej autokorektą, czyli tzw. „sczytywaniem”. Po prostu, łatwiej mi wychwytywać błędy dokonując od razu na papierze odręcznych poprawek. Potem te poprawki wprowadzam do pliku tekstowego w komputerze. Bywa też czasami tak, że robocze wersje pracy przekazuje najbliższym znajomym z prośba o krytyczne uwagi.
Prowadzenie bloga a pisanie książek
Nie ulega wątpliwości, że pisanie książek i popularne blogowanie to dziedziny pokrewne. Ma to swoje wielorakie uzasadnienie. Po pierwsze, możesz traktować swój blog jako nieco bardziej ambitny notatnik z pomysłami. Jeśli na blogu konsekwentnie podejmujesz jakąś tematykę, to w zasadzie już powstaje książka lub poradnik.
Po drugie, blog, a mówiąc bardziej precyzyjnie statystyki (analityki) przeglądania treści bloga, podpowiadają Ci, które treści mają potencjał odbiorców. Jeśli jakiś temat poruszany na blogu lub wpis zatrzymuje użytkowników bloga na dłużej, to już masz odpowiedź, czy warto drążyć ten temat. W ten sposób sprawdzasz, czy jest nisza rynkowa dla książki.
Po trzecie, blog jest kanałem komunikacji marketingowej. Blog to Twoje miejsce wśród gigantycznej społeczności ludzi używającej internetu, gdzie możesz zakomunikować, że piszesz książkę lub interesujesz się pewnym tematem. Zatem nie tylko możesz tu wypuścić „balon próbny” z tematem książkowym, ale i tutaj zaczyna się sprzedaż Twojej książki.
Po czwarte, pod bloga możesz podpiąć zakładkę „sklepu internetowego”. Zanim wydasz książkę drukowaną popróbuj, jaką masz siłę oddziaływania i czy sprzedaje się ona jako e-book. Wydanie książki w formie drukowanej to zazwyczaj koszt od kilkuset do kilku tysięcy złotych. Wydanie e-booka jest o wiele tańsze.
Wizualizacja książki a motywacja do pracy
Nie ulega wątpliwości, że proces pisania książek bywa dość męczący. Nawet Biblia zawiera taką przestrogę: Pisaniu wielu ksiąg nie ma końca, a wiele nauki utrudza ciało (Koh 12, 12). Przykładowo, napisanie podręcznika z rachunkowości obejmującego dwadzieścia rozdziałów i kilkaset stron może trwać nawet dwa lata (link do tej książki jest tutaj).
Prawdopodobnie każdy autor przy pisaniu poważniejszych książek odczuwa w środku „dystansu” lekkie lub cięższe znużenie. Przyznam się, że mnie w tym okresie bardzo pomaga wizualizowanie wydrukowanej książki. Dlatego w tym czasie zazwyczaj dla rozrywki „bawię się” projektując roboczą okładkę książki. Piszę nazwisko autora, tytuł, podtytuł, eksperymentuje z grafikami. Można to robić odręcznie, w programie MS Word, w programach graficznych lub np. aplikacji Canva.
W ten prosty sposób „jak gdyby” skracamy dystans do zakończenia pracy. Wówczas bowiem „widzimy” oczami wyobraźni książkę, która jest już niemal gotowa. Zatem oprócz trudu pisania mamy też powód do cieszenia się rezultatami niejako „z wyprzedzaniem”.
Dzielę się tą drobną kwestią, bo jakoś zawsze była dla mnie dość pomocna. Przy okazji dla przykładu prezentuję po raz pierwszy „wizualizację” przedniej okładki książki pt. Amerykańska szkoła finansów i przedsiębiorczości (późniejszy link), której premiera tuż, tuż. Jak oceniacie tę okładkę? Napiszcie w komentarzach!
Mała książka versus duża książka
Sposób organizacji pracy twórczej zależy także od objętości książki i jej ciężaru gatunkowego. Małe książki możemy próbować pisać w jednym pliku edytora tekstu. Nawet jeśli książka ma nawet sto stron, ale za to mało rysunków i tabel, to śmiało można próbować pisać ją w jednym bloku tekstu.
Inaczej jest z książkami obszernymi i skomplikowanymi. Jeśli książka ma kilkaset stron i do tego tekst przeplatają rysunki, tabele, przykłady, zadania itd., to zasadne jest edytowanie jej poszczególnych części lub rozdziałów w osobnych plikach.
Wówczas od razu warto przyjąć pewien standard redakcji tekstu, aby nie okazało się, że po złożeniu książki w całość ma ona różne style edycji. Oczywiście i tak ostatecznie książkę oddaje się po redakcji do tzw. składu, który ma ją profesjonalnie przygotować do druku. Jednakże wydaje mi się, że „składacz książki”, powinien dostać jej tekst odpowiednio przygotowany, aby mógł się skoncentrować na tym, co umie robić najlepiej, zamiast na poprawianiu naszych niedociągnięć, co może go lekko irytować i wydłużać pracę.
Kopia zapasowa „kamieni milowych” projektu książki
Może sprawa dla wielu oczywista, ale na wszelki wypadek dopowiedzmy, że trzeba robić co jakiś czas kopię zapasową, a więc „back up” książki. Chodzi o to, że od czasu do czasu świat komputerów robi nam psikusa. A to padnie twardy dysk, a to na laptop wyleje się kawa, a to piorun z jasnego nieba strzeli w sieć elektroenergetyczną i spali się płyta główna itd. itp.
Dlatego za każdym razem, gdy kończymy ważną część pracy robimy kopię zapasową. Może to być kopia na dysku zewnętrznym, w chmurze, załącznik w mailu „od siebie do siebie” itd. Ja dodatkowo przy większych projektach książkowych nie wyrzucam nawet próbnych wydruków, które służą „sczytywaniu” do momentu wysłania kopii pliku „MASTER” do drukarni.
Uzasadnienie takiej „polityki back-upów” jest oczywiste. Zniszczenie komputera, to nie tylko utrata wielu tygodni, miesięcy lub lat pracy. Może to też oznaczać bezpowrotne utracenie cennych pomysłów, a tym samym podcięcie motywacji do pracy. Dlatego znacznie lepiej robić za dużo kopii zapasowych, niż nie robić ich wcale.
Life-style a praca twórcza
Chyba warto, abym podzielił się także moimi doświadczeniami w zakresie higieny psycho-fizycznej oczywiście w kontekście pisania i tworzenia książek. Myślę, że nie jest to bez znaczenia, ale też nie jestem w tej dziedzinie wybitnym ekspertem. Moje doświadczenia są stosunkowo proste. Warto zwrócić uwagę co najmniej na trzy elementy: dieta, sen i amatorski sport.
Jeśli chcesz zadbać o Twoje zdolności intelektualne, to musisz też w umiarkowanym stopniu dbać o dietę. Aby nie przesadzać, chodzi o to, co nazywa się dietą lekkostrawną bogatą w składniki odżywcze. Oprócz samej diety chodzi o to, aby nie przejadać się. Jeść częściej, ale mniej i pić dużo płynów.
Uzasadnienie tego jest dość oczywiste. Mówiąc w uproszczeniu: ciężkostrawne dania lub nawyk przejadanie się zazwyczaj też powodują ociężałość, czy wręcz otępienie umysłu. Jeśli ktoś wzdycha na łóżku, że ciężko mu z powodu przejedzenia, to jakże miałby w tym czasie pisać książki? Nawet eksperymenty przeprowadzane na szczurach pokazują, że te gryzonie karmione smalcem trudniej wydostają się z labiryntów, w porównaniu z tymi, które są karmione dietą roślinną.
Jak zarządzać „twórczymi” hormonami (neuroprzekaźnikami)?
Zastój twórczy, który od czasu do czasu zdarza się każdemu, można próbować przełamać kawą oraz małą słodką przekąską np. czekoladą. Razem powodują one lekki wyrzut dopaminy do mózgu, która twórczo stymuluje. Niestety, to nie działa zawsze, więc poprawianie jednej kawy kolejnymi i opychanie się słodyczami nic nie daje, a wręcz doprowadza do czegoś co można nazwać „kofeinowym rozdrażnieniem” i „zamuleniem słodyczami”.
Podczas snu zachodzą bardzo ważne procesy, które porządkują pamięć, syntetyzują wiedzę i doświadczenia oraz regenerują organizm. Ludzki sen „sterowany” jest fazami dnia i nocy – słońcem, światłem i ciemnością. Dlatego jeśli chcesz zarywać noce z różnych powodów, a następnego poranka być świeży i twórczy, to raczej nie tędy droga. Twórczą aktywnością i snem rządzą dwa hormony (neuroprzekaźniki) – serotonina i melatonina. Warto dowiedzieć się o nich więcej. Warto nauczyć się, jak w naturalny sposób wpływać na ich gospodarkę w organizmie.
Amatorski sport ma zbawienny wpływ na podtrzymywanie wysokich zdolności twórczych. Ja uprawiam głównie jogging i od dziecka staram się robić 50-100 pompek, czyli push-ups, jeśli nie ma czasu, aby regularnie chodzić na siłownię. Jogging dla twórców jest ze wszech miar polecany. Gdzieś po 20-30 minutach joggingu wydziela się do mózgu endorfina, czyli hormon szczęścia.
Ponadto niektórzy biegacze twierdzą, że przez pierwsze pięć kilometrów biegu „przepala się” wszystkie negatywne emocje i chyba rzeczywiście coś w tym jest. Dlatego „nowe pomysły” potrafią przychodzić do głowy nie tylko po dobrze przespanej nocy, ale i po joggingu. Dodatkową porcję endorfiny dostarczyć może zimny prysznic zaraz po joggingu, ale przyznam się szczerze, że nie zawsze mam ochotę na ten “dodatek”. Czasami “cena do zapłacenia” – szczególnie w zimne i pochmurne dni – wydaje mi się za wysoka 😉
0 komentarzy