Jeśli 9 na 10 starupów upada, to jak założyć taki, który przetrwa na rynku kilka pierwszych lat? Paradoksalnie, aby tego dokonać, trzeba być głuchym na to, co podpowiada propaganda sukcesu. Dlaczego? Otóż każde przedsiębiorstwo musi przede wszystkim efektywnie budować wartość dla klienta! To powoduje, że na samym początku tworzenia biznesu najlepiej zapomnieć o budowaniu wartości dla samego siebie.
Jeśli młody przedsiębiorca tworząc nowy biznes myśli od razu, jak tu sobie „zrobić dobrze”, to w zasadzie uprawdopodabnia bankructwo swojej firmy. To „robienie sobie dobrze” może mieć różne wymiary. Od przesadnej dbałości o kosztowny prestiż samochodu, biura, ubrań po nonszalancję w zarządzaniu czasem, zadaniami, wydatkami na reklamę.
Zatem dzisiaj bierzemy na celownik ten pierwszy wymiar. Naturalną potrzebę sukcesu i osiągnięć, która niestety w dzisiejszych czasach miałaby się zrealizować natychmiastowo, niemal za pstryknięciem palcami. W naszym otoczeniu nikogo nie obchodzi to, że mamy ambicję odnieść sukces. To klienci dla siebie oczekują sukcesu w postaci fantastycznej oferty, która będzie w atrakcyjnej cenie.
Każdy z nas zetknął się z propagandą sukcesu
Chyba nie trzeba szczegółowo wyjaśniać, czym jest propaganda sukcesu? Żyjąc we współczesnym społeczeństwie zetknął się z nią absolutnie każdy.
Wszyscy chcemy jeździć dobrymi samochodami, mieszkać komfortowo, modnie się ubierać, korzystać z nowinek technologicznych: laptopów, smartfonów, sprzętu RTV-AGD itd. Do tego przydałyby się egzotyczne wczasy co jakiś czas, a w weekendy wyjścia do restauracji i wypady poza miasto.
Wszystko to bardzo piękne! Tylko jak to osiągnąć, szczególnie od razu na starcie życia? I tutaj z „pomocą” przychodzi nam właśnie „przemysł” propagandy sukcesu.
Tenże „przemysł” kieruje się jedną prostą zasadą. Mówi młodym ludziom dokładnie to, co chcieliby usłyszeć. Bo przecież każdy z nas za młodu, wychowany przez dbających o rozwój rodziców i nauczycieli, jest przekonany o tym, że to właśnie on (ona) w życiu osiągnie sukces.
Kalifornizacja potrzeb a seriale „sławy, sukcesu i luksusu”
Przemysł propagandy sukcesu zaczyna się od seriali, które jakoś dziwnym trafem 😉 pokazują codzienne życie młodych ludzi w „niezwykłym” otoczeniu wysokich standardów i luksusu. Oto młodzi ludzie zaraz po studiach, albo nawet jeszcze w ich trakcie, mieszkają w apartamentach, penthouse’ach albo domach na plaży. Jeżdżą luksusowymi samochodami i często przesiadują w restauracjach.
Pamiętam kilka seriali sprzed lat, które pokazywały takie sceny. Wręcz wzorcowe pod tym względem były seriale zrealizowane w najbogatszych osiedlach Kalifornii. Pamiętacie „Beverly Hills 90210” dla młodzieży? A może „Modę na sukces” lub „Dynastię” dla trochę starszych?
Ja od wielu lat praktycznie nie oglądam telewizji, ale jestem przekonany, że seriale sukcesu (luksusu) zajmują w nich wciąż bardzo ważne miejsce. Od nich bowiem wszystko się zaczyna. W gruncie rzeczy są one ważniejsze od samych reklam telewizyjnych, jeśli chodzi o kreowanie stylu życia, który jest powszechnie identyfikowany jako pożądany.
Terapia zasadami Billa Gatesa z Microsoft
Nie zamierzam oczywiście nikogo zniechęcać do oglądania telewizji i seriali, choć uważam, że trochę szkoda na nie czasu. Proponuję jednak, aby w tym kontekście – regularnie, np. raz na rok – aplikować sobie odtrutkę. Może nią być np. uważne przeczytanie porad dla młodzieży przypisywanych Billowi Gatesowi, czyli założycielowi korporacji Microsoft. Owe zasady brzmią następująco:
- Zasada 1: Życie jest niesprawiedliwe – przyzwyczaj się do tego!
- Zasada 2: Świat nie dba o Twoją samoocenę. Świat będzie oczekiwał, że osiągniesz coś, ZANIM poczujesz się dobrze z samym sobą.
- Zasada 3: Nie będziesz zarabiać 60 000 dolarów rocznie zaraz po ukończeniu szkoły średniej. Nie będziesz wiceprezesem korporacji z telefonem i samochodowym, dopóki nie zapracujesz na jedno i drugie.
- Zasada 4: Jeśli uważasz, że twój nauczyciel jest surowy, poczekaj, aż będziesz mieć szefa.
- Zasada 5: Przerzucanie hamburgerów na patelni w bistro nie jest poniżej twojej godności. Twoi dziadkowie mieli inne określenie na takie zajęcie: nazywali to okazją.
- Zasada 6: Jeśli coś schrzanisz, to nie będzie wina twoich rodziców, więc nie narzekaj na swoje błędy, ale ucz się na nich.
- Zasada 7: Zanim się urodziłeś, twoi rodzice nie byli tacy nudni jak teraz. Stali się tacy od płacenia rachunków, prania twoich ubrań i wysłuchiwania twojego gadania o tym, jaki jesteś fajny. Zanim więc uratujesz las równikowy przed skażeniem pestycydami stworzonymi przez pokolenie twoich rodziców, spróbuj posprzątać samodzielnie szafę we własnym pokoju.
- Zasada 8: Twoja szkoła może wyzbyła się podziału na zwycięzców i przegranych, ale życie NIE. W niektórych szkołach zniesiono oceny niedostateczne i można poprawiać tyle RAZY, ile chcesz, aby w końcu zdać. To w najmniejszym stopniu nie przypomina prawdziwego życia.
- Zasada 9: Życie nie jest podzielone na semestry. Nie masz wolnych wakacji i bardzo niewielu pracodawców jest zainteresowanych tym, aby ci pomóc w ODNAJDYWANIU SIEBIE. Zrób to w swoim wolnym czasie.
- Zasada 10: Telewizja NIE jest prawdziwym życiem. W rzeczywistości ludzie muszą wychodzić z kawiarni i iść do pracy.
- Zasada 11: Bądź miły dla kujonów. Bardzo prawdopodobne, że skończysz pracując dla jednego z nich.
- Zasada nr 12: Palenie papierosów nie sprawia, że wyglądasz fajnie. To sprawia, że wyglądasz kretyńsko. (…) Podobnie rzecz się ma z „wyrażaniem siebie” za pomocą fioletowych włosów i kolczyków w różnych częściach ciała.
- Zasada nr 13: Nie jesteś nieśmiertelny. (Patrz Zasada nr 12). Jeśli masz wrażenie, że szybkie życie, umieranie młodo i pozostawianie pięknych zwłok jest romantyczne, z pewnością nie widziałeś ostatnio żadnego z rówieśników w temperaturze pokojowej.
- Zasada nr 14: Ciesz się młodością, póki możesz. Pewnie rodzice są uciążliwi, szkoła to kłopot, a życie jest przygnębiające. Ale pewnego dnia zdasz sobie sprawę, jak cudownie było być dzieckiem. Może powinieneś zacząć teraz… Nie ma za co.
Aby nie wpadać zbytnio w ton mentorski dodam, że czytanie tych zasad od czasu do czasu wpływa korzystnie także na czterdziestoparolatków. Ja sam potrzebuję sobie wylać na głowę taki przysłowiowy kubeł zimnej wody, gdy zaczyna mi kiełkować w głowie myśl, że moje biuro mogłoby być bardziej luksusowe (co jest absurdalnym, karygodnym pomysłem) 😉
Po prostu najważniejsze jest, aby zawsze pamiętać, że propaganda szybkiego sukcesu i awansu społecznego jest sprzeczna z życiowym doświadczeniem większości osób, które do tychże sukcesów faktycznie dochodzą.
Branża edukacyjna a propaganda sukcesu
Niestety, swoiste kuszenie sukcesem jest bardzo często udziałem podmiotów z branży szeroko pojętej edukacji. Uczelnie, szkoły średnie, zawodowe, firmy szkoleniowe niemal mimowolnie sięgają po te środki. Zaś szkoły biznesu chyba nie są w stanie bez tego się obejść.
Na rynku edukacyjnym trwa ciągła walka o kursanta, ucznia, studenta. W takich warunkach bardzo trudno wyczuć, w którym miejscu jeszcze pokazujemy pozytywne przykłady z życia i wyciągamy na ich podstawie metodyczne wnioski, a kiedy po prostu „czarujemy” młodego człowieka.
Jak oczarować młodych ludzi?
Czarujemy? Tak, tak! Czarujemy, bo roztaczamy przed nim wizję szybkiego – ba! – ultraszybkiego awansu społecznego i sukcesu zawodowego.
Ja sam od lat fascynuję się historią Johna D. Rockefellera. Wyciągnąłem z niej dla siebie metodyczne wnioski. Nie tylko nauczyłem się teorii rachunkowości i finansów. Nauczyłem się także w praktyce planować i kontrolować finanse prywatne. Jednakże wciąż mam obawy, jaki wpływ na innych może mieć moja fascynacja tytanem ze „Standard Oil”?
Czy gdy o nim opowiadam młodym ludziom nie zasiewam w nich fałszywej nadziei, że każdy z nich jest w stanie podołać zadaniu założenia wielkiej korporacji? Zawsze staram się o tym pamięta.
Choć twierdzę, że droga do sukcesu jest prosta (a więc nieskomplikowana metodycznie), to jednak nie jest łatwa (bo jest w stanie na niej wytrwać tylko kilka procent próbujących).
Sukces finansowy jest prostszy niż założenie startupu!
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy w kontekście zakładania biznesu, przedsiębiorstwa, startupu! Otóż sam sukces życiowy w wymiarze finansowym jest prosty, ale na pewno niełatwy. Co więcej, nie wymaga on zakładania przedsiębiorstwa, choć tego także nie wyklucza.
Jest prosty w ujęciu koncepcyjnym, bo wystarczy oszczędzać i inwestować rokrocznie od 10% do 20% swoich dochodów. Inwestować tak, aby pieniądze przynosiły w miarę bezpieczne 5-7%. Jeśli się to zaczyna konsekwentnie robić za młodu to wystarczy być cierpliwym i poczekać na rezultaty co najmniej 20-30 lat.
Oczywiście w praktyce oznacza to, że wskoczenie w wieku 20 lat w świat, który znamy z kalifornijskich seriali, musimy odsunąć na wiek przedemerytalny. I właśnie dlatego jest to niełatwe! Musimy postępować wbrew temu, co podpowiada nam do ucha fałszywa propaganda sukcesu.
Ascetyczna etyka pracy, oszczędzania i inwestowania
Od razu sami przyznacie, że nie jest to dobry materiał na serial. Facet wstaje codziennie o 5-6 rano. Idzie do pracy na godzinę 8:00 i siedzi w niej do późnego popołudnia. Dodatkowo zamiast „odreagować” w weekend i poszaleć w nocnych klubach, nadwyżki finansowe lokuje w bezpieczne papiery wartościowe i np. małe nieruchomości (garaże, kawalerki itd.). Ale nuda!
A przecież mniej więcej taki „nudny” życiorys miał obchodzący niedawno swoje 90. urodziny Warren Buffett. Nie zrobił on w swoim życiu nic nadzwyczajnego oprócz konsekwentnego inwestowania pieniędzy. Co więcej, samą metodę inwestowania zapożyczył od Benjamina Grahama, do czego niemal nieustannie się przyznaje. Na marginesie dodajmy, że Graham jest autorem wybitnej książki „Inteligentny inwestor” traktującym o inwestowaniu w wartość.
Niektórzy drwią sobie z Buffetta, że przedsiębiorstwo miejskich wodociągów ma bardziej fascynującą historię niż on sam. Po prostu, zero „funu”, zero „lansu”, zero czegokolwiek, z czego można by zrobić choć słaby odcinek kalifornijskiego serialu.
Czy gwiazdy biznesu są bogatsze od gwiazd filmu?
A jednak to Warren Buffett jest prawdziwą wyrocznią dla rynków finansowych. Jest żywą legendą Ameryki! Zasługuje na najwyższy podziw z wielu powodów.
Bo któż z nas miałby tyle charakteru, aby będąc jednym z najbogatszych ludzi na świecie mieszkać w pięciopokojowym skromnym domu kupionym w 1956 roku za jedyne 31,5 tys. USD? Idę o zakład, że każda z gwiazd grająca w kalifornijskich serialach sukcesu mieszka prywatnie w bardziej okazałej rezydencji niż multimiliarder Warren Buffett!
Aby zrozumieć przepaść finansową pomiędzy gwiazdami biznesu i gwiazdami filmowymi sięgnijmy po proste porównanie. Jak podaje Businessinsider Buffett w 2013 roku zarabiał 37 milionów dolarów dziennie. Jest to większa suma niż aktorka Jennifer Lawrence zarobiła w rok. Dodajmy, że magazyn Forbes w 2015 i 2016 roku uznał ją za najlepiej zarabiającą aktorkę na świecie!
Startup Twojego przedsiębiorstwa nie będzie prosty i łatwy!
Odnoszę wrażenie, że udział w kreowaniu fałszywej propagandy sukcesu mają także organizacje i instytucje promujące mikro-przedsiębiorczość, rozdzielające fundusze i dotacje, oferujące programy pomocy i wsparcia. Oczywiście nie twierdzę przez to, że ich działalność nie jest potrzebna. Wręcz przeciwnie! Fantastycznie, że takie organizacje skutecznie działają!
Jednakże eksponowanie przykładów nielicznych młodych przedsiębiorców, którym udało się odnieść bardzo szybki sukces, to nie jest najlepsza metoda uczenia postaw przedsiębiorczych. Uważam, że także te instytucje okołobiznesowe za mało promują etos pracy i przedsiębiorczości, w którym wytrwałość, uczenie się na błędach, determinacja zaczynania od nowa, to prawdziwy klucz do sukcesu.
Umówmy się, że na 10 tys. osób próbujących założyć startup może znaleźć się jedna, której udało się to zrobić w spektakularny sposób ze wsparciem dużej instytucji. Udało się bardziej dlatego, że miała szczęście być w odpowiednim czasie, z odpowiednim pomysłem w odpowiednim miejscu, przy sporym wsparciu środowiska. Udało się, bo była potrzeba – jako swoisty dowód – instytucji wspierającej. Jednakże taki jeden „wybraniec” nie jest dobrym wzorem promowania przedsiębiorczości.
Mnie osobiście dużo bardziej przekonałoby „story” osoby, która kilka razy próbowała, bankrutowała, zaczynała od nowa, aż wreszcie weszła na ścieżkę stabilnego rozwoju biznesu. Sam pamiętam przed laty, gdy jeden z moich znajomych zwykł mawiać, że dopiero siódmy (albo co siódmy) biznes wypala naprawdę.
Według mnie jest w tym sporo prawdy! Jeśli komuś startup biznesu wychodzi za pierwszym razem, to świetnie! Albo jest wybitny, albo ma wybitne szczęście. Gratuluję i cieszę się razem z nim. Jednakże taki scenariusz kariery przedsiębiorczej chyba należy do rzadkości.
Czy przedsiębiorca powinien być przygotowany na przeciwności losu?
Zatem jeśli masz 20 lat i wpadłeś na swój pierwszy pomysł na biznes. Napisałeś pierwszy ambitny biznes plan. Jesteś pełen zapału, wiary i energii, że będzie to biznes stulecia na miarę przysłowiowego „Standard Oil”, to wypróbuj tę drogę!
Postaw na szali cały swój młodzieńczy entuzjazm, aby stać się młodym Rockefellerem. Naprawdę życzę Ci, aby się to udało. Dlaczego? To proste! Sukces każdego polskiego przedsiębiorstwa przekłada się na nasz ogólny dobrobyt.
Jednakże jeśli za 2-3 lata okaże się, że z tej inicjatywy nic nie pozostało oprócz Twojego trudu i strat finansowych, to nie zniechęcaj się całkowicie do przedsiębiorczości! Może taka lekcja jest Ci potrzebna na przyszłość? Staraj się wyciągnąć mądre wnioski z tych doświadczeń. Oto właśnie przegrałeś jedna bitwę, ale to nie znaczy automatycznie, że przegrasz całą wojnę.
Tak jak mądry dowódca postaraj się wycofać swoje „zasoby”, przegrupuj zespół, odzyskaj równowagę, nabierz siły. Potem zacznij zastanawiać się, jaką wiedzę i umiejętności już zdobyłeś? Czego Ci zabrakło w kluczowych momentach? Jak i gdzie można wykorzystać te doświadczenia?
Jednakże przede wszystkim miej zawsze oczy i uszy otwarte na potrzeby innych ludzi! Twoich potencjalnych przyszłych klientów, którzy chcą mieć dobre życie!
[Zdjęcie: Victor He unsplash, wikipedia]
0 komentarzy