Jak i po co tworzyć kursy online? Marka osobista i dochód pasywny

mar 19, 2021 | Blog

Dzisiaj na blogu wpis o tworzeniu kursów online. Jest to bardzo gorący temat. Dlaczego? Obostrzenia pandemii koronawirusa wygenerowały niesamowite zainteresowanie szkoleniami w trybie zdalnym. Jest to zainteresowanie z dwóch stron rynku – kursantów i szkoleniowców (trenerów) – czyli popytu i podaży.

  • Kursy online fantastycznie pomagają budować markę osobistą
  • Stworzenie atrakcyjnego kursu online jest łatwiejsze niż myślisz, pod warunkiem, że pasjonujesz się tematem, który chcesz zaprezentować szerokiej publiczności
  • Kilka atrakcyjnych kursów online może być dla Ciebie niebagatelnym źródłem dochodu pasywnego

Ja jestem na etapie tworzenia mojego piątego kursu online. Tym razem biorę na warsztat inwestowanie w nieruchomości. Taki temat wybrałem nieprzypadkowo. Zajmuję się administrowaniem i inwestowaniem w nieruchomości od wielu lat. Robiłem to zanim temat stał się poradnikowym i kursowym „objawieniem”.

Ten wpis dedykuję dwóm moim kolegom. Jeden z nich myśli o restarcie kanału na YT. Drugi jest na etapie startowania z kursami online. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że w przeddzień obostrzeń trzeciej fali pandemii koronawirusa w Polsce temat ma dużo szerszy krąg potencjalnych zainteresowanych.

Kurs online jako produkt – rób to, na czym się znasz!

Z mojego doświadczenia z kursami wynika taka zasada nr 1: Nie próbuj robić kursów na tematy, w których nie masz dużego (min. 3 letniego) doświadczenia. Dlaczego w ogóle piszę o zasadzie, która wydaje się oczywista? Otóż chyba nie dla wszystkich!

Przygotowując się do tworzenia moich kursów czasami sam sięgam po „tutoriale”, jak robić kursy. Wiem już sporo na ten temat. Tym bardziej, że przez kilkanaście lat wykładałem na uniwersytecie i poniekąd bycie „belfrem akademickim” to mój zawód, który daje mi „handicap” w produkcji kursów. Mimo to sięgam po różne inspiracje właśnie po to, aby „złamać” w sobie akademicką rutynę i odzyskać polot, świeżość.

Nie kompiluj obcych materiałów!

Przeglądając takie „tutoriale” natrafiłem – o zgrozo! – na podpowiedzi formułowane przez bardzo młodych ludzi, że wystarczy kompilować obce pomysły i materiały, aby „sprytnie zacząć zarabiać kasę” na Udemy. Jeśli również traficie na takie „złote porady od guru za 2 zł”, to zdecydowanie je Wam odradzam!

Może i w ten sposób da się zarobić marne parę złotych, jeśli w ogóle kurs przejdzie jakimś cudem proces recenzji przed publikacją. Nie jest to jednak droga, która może otworzyć poważną karierę trenerską w sieci.

Jeśli taki „skompilowany kurs” wrzucicie np. na Udemy, to kursanci będą bardzo krytyczni wobec Waszej działalności i wystawią Wam paskudnie niskie oceny. I bardzo słusznie! To z kolei spowoduje, że zamiast budować Waszą markę osobistą, po prostu ją na starcie zrujnujecie.

Postaw na wysoką jakość merytoryczną kursu online

Dlatego dużo lepiej będzie dla Ciebie, jeśli skoncentrujesz się na tym, na czym się bardzo dobrze znasz. Wówczas siadając do napisania scenariusza kursu doświadczysz fantastycznego „flow”. Po prostu, bardzo szybko zapełnisz puste kartki „draftem” super skondensowanych, merytorycznych odcinków kursu. To tak, jakby scenariusz kursu online „sam się napisał”.

A właśnie tego będzie oczekiwał od Ciebie Twój kursant: praktycznie zorientowanej wiedzy zamkniętej w łatwej do przełknięcia pigułce. Dlatego postaw na wysoką jakość merytoryczną. Wówczas nawet, gdy kurs online nie będzie doskonały od strony technicznej (obraz, światło, dźwięk, scenografia itd.), to Twoi widzowie Ci bez problemu to wybaczą. W końcu nie jesteś agencją marketingową, ale trenerem online!

Technikalia są ważne, ale nie bądź perfekcjonistą!

Oczywiście wszystkie techniczne aspekty produkcji kursu online są ważne, bardzo ważne. Po prostu dobry dźwięk, światło, Twoja dykcja, prezentacje graficzne ułatwiają percepcję wiedzy i dają większy komfort uważnego słuchania. Jednakże nabywa się tego latami i to zazwyczaj małymi krokami.

Ja już trzeci rok zajmuję się vlogowaniem na Youtube i robieniem kursów. Widzę na tej podstawie, jak powoli poprawiam jakość techniczną mojej pracy. Gdybym od razu chciał robić profesjonalne od strony technicznej kursy online i super dopracowany kanał na Youtube, to pewnie nie ruszyłbym z miejsca.

Oczywiście warto obejrzeć kilka technicznych „tutoriali”, jak nagrywać i montować. Jednakże nie chciejmy od razu osiągnąć artyzmu w tej dziedzinie, bo wówczas zagrzebiemy się w technikaliach na kilka miesięcy, o ile nie lat!

Robiąc pierwszy kurs, radzę Ci, idź troszkę na żywioł, jeśli chodzi o stronę techniczną. Natomiast jeśli chodzi o stronę merytoryczną, daj z siebie wszystko, co najlepsze. Myślę, że Twoi kursanci wybaczą Ci niedociągnięcia techniczne. Nie wybaczą Ci niestety braków merytorycznych. Szybko i bezlitośnie je wypunktują!

Jaką potrzebę zaspokajasz? Czyli krótko o Twoim kursancie

Tworząc kurs online trzeba patrzeć na niego, jak na produkt rynkowy. To trochę jak z wejściem do księgarni, albo delikatesów spożywczych. Klient idzie na zakupu, bo czegoś potrzebuje. Mniej więcej wie, gdzie tego szukać. Sprawdza, ogląda (oczy kupują!), porównuje, czyta opis.

Zatem kurs online musi zaspokajać konkretną potrzebę (zachciankę) klienta i być odpowiednio „opakowany”. Działa tutaj podobny mechanizm jak na księgarskim rynku poradników. Są poradniki zawodowe, kompetencyjne, finansowe, zdrowotne, kulinarne, dietetyczne, osobowościowe, itd.

Twój kurs online musisz zatem uplasować, gdzieś w przestrzeni cyfrowej, gdzie spotyka się ogół kupujących i sprzedających. Im lepszy zrobisz opis kursu, tytuł i bardziej chwytliwe zdjęcie, tym większe szans, że zostaniesz wyłowiony do koszyka zakupowego. Warto więc wiedzieć nieco o pisaniu ofert i odrobić podstawowe zadanie domowe o marketingu SEO (byle bez przesady w tym ostatnim temacie, bo mam wrażenie, że niektórzy robią z tego wręcz “cyfrową religię”).

Oczywiście warto pamiętać, że wąska specjalizacja jest receptą na szeroką konkurencję. Jeśli dzisiaj na rynku edukacyjnym jest kilkadziesiąt kursów z Excela, to warto zadać sobie pytanie, czy 101 autorski kurs Excela jest jeszcze na nim potrzebny? Może się bowiem okazać, że jeśli teraz wystartujesz z „oklepanym” tematem nie mając silnej marki osobistej i wielkiego budżetu na reklamę, to nie sprzedasz tego kursu online nikomu, oprócz Twojej cioci, która i tak dałaby Ci kieszonkowe! 😉

Dystrybucja kursu przez zewnętrzną platformę edukacyjną?

Niesamowicie istotnym aspektem sprzedaży kursu online jest jego dystrybucja i kanał, który wybierzesz. Jeśli jesteś zupełnie na starcie, to raczej polecałbym wybór jednej z platform edukacyjnych, np. Udemy.

Oczywiście Udemy nie jest polską platformą zatem nie tylko będziesz płacił za jej pośrednictwo, ale i tracił na spreadzie  przewalutowania z dolarów, pomimo że kursy kupią głównie Polacy mieszkający w Polsce. Są oczywiście na polskim rynku także rodzime projekty oferujące podobne rozwiązania. Ich wysyp nastąpił w ostatnim roku.

Jakie są plusy takiej zewnętrznej platformy edukacyjnej? Możesz się skupić tylko i wyłącznie na robieniu kursów. Nie musisz angażować się w proces organizacji sprzedaży! Robisz kurs, ładujesz go na platformę, robisz opis i ofertę i „masz fajrant”.

Podstawy budowania eksperckiej marki osobistej „kosztują”

Kursanci na platformie wystawiają Ci zobiektywizowane oceny, których nie masz możliwości ukrywać, selekcjonować lub modyfikować. Jesteś wystawiony na publiczną krytykę, jak artysta na scenie! Zatem dostarczając wysokiej jakości kursy online budujesz sobie silną markę osobistą eksperta i trenera w branży, bo dostajesz niezależne wysokie noty, których nikt nie może zakwestionować!

Nie wiem, czy wszyscy dobrze rozumieją ten mechanizm, więc na wszelki wypadek spróbuję doprecyzować to przez porównanie. W Polsce bardzo długo wyśmiewano się z artystów Disco-polo. Do czasu aż przyszło Youtube i w sposób zobiektywizowany pokazało w licznikach oglądalności ich oddolną siłę oddziaływania. To te liczniki oglądalności zamknęły usta krytykom Disco-polo. Z liczbami się nie dyskutuje, szczególnie wówczas, gdy wskazują na istnienie masowego rynku.

Będąc popularnym trenerem na Udemy “świecisz” jak początkująca gwiazda

Tak samo jest z platformami edukacyjnymi typu Udemy. Jeśli masz na niej płatne kursy, w których bierze udział kilka tysięcy kursantów i do tego masz fantastyczne oceny i recenzje, to nie da się z tym polemizować. Można to tylko przyjąć do wiadomości. Jest to mały sukces skuteczności, którego nie można zanegować, zakwestionować.

Ty zaś możesz to wykorzystać jako silny element Twojego marketingu w sieci, np. podbudowując nim wiarygodność Twojego kanału na Youtube. Te proste liczby bowiem zamykają usta wszystkim samozwańczym krytykom i hejterom, którzy mogliby próbować zdyskredytować Twój autorytet w pewnej dziedzinie głupimi, anonimowymi docinkami.

Nie ma róży bez kolców

Niestety, są też minusy. Będziesz musiał oddać zewnętrznej platformie 50-80% przychodów ze sprzedaży kursów!

Tak, tak! Taki „haracz” się płaci, ale przecież nie za darmo. Platforma utrzymuje Twoje zasoby wideo na własnych serwerach, zapewnia do nich dostęp, ma swój wewnętrzny ruch potencjalnych kursantów i bardzo często jeszcze za zarobione od Ciebie środki reklamuje kursy w mediach społecznościowych.

Moja doświadczenia są zatem takie, że choć platformy kasują dość dużo za swoje pośrednictwo, to jednak obiektywizują oceny trenera oraz bywają super skuteczne w sprzedaży. (Życzyłbym sobie takiej skuteczności). Dlatego będę polecać tę drogę, szczególnie na sam początek.

Niestety, zewnętrzne platformy starają się także “uzależnić” od siebie trenerów ukrywając przed nimi adresy e-mail zapisanych kursantów. Zatem platforma “odcina” Ci najważniejszą “nogę” budowania niezależności marketingowej w sieci. Jest nią i zawsze będzie prywatna lista mailingowa. Bez niej nie będziesz potrafił “chodzić” do klienta z ofertą.

Czy warto zainwestować w swoją platformę edukacyjną?

Oczywiście po pewnym czasie dojdziemy do wniosku, że owe platformy sprzedażowe „pożerają” zbyt dużą porcję z wypracowanych przez nas zysków i zbyt mocno starają się nas przywiązać do siebie. Chyba w każdym z nas obudzi się wówczas chęć uniezależnienia, a jednocześnie zarobienia nieco lepszych pieniędzy za czas i pracę poświęconą na produkcję kursów online.

Tutaj uważajcie, bo próba usamodzielnienia się jest dość kosztowna, ryzykowna i wymaga podniesienia całego przedsięwzięcia organizowania szkoleń online na jeszcze wyższy poziom. Moim zdaniem, aby się przebić z samodzielną, autorską platformą edukacyjną (sprzedażową) trzeba już mieć zbudowane podstawy własnej marki osobistej online. Co przez to rozumiem?

Jeśli nie masz:

  • przynajmniej jednego bestsellerowego kursu online na zewnętrznej platformie,
  • przynajmniej jednego dobrze sprzedającego się ebooka,
  • bloga od co najmniej 2 lat z listą mailingową na około 0,5-1 tys. subskrybentów,
  • grupy lub strony na FB z przynajmniej 0,5-1 tys. sympatyków,
  • kanału na Youtube z 1 tys. subskrybentów,
  • rozbudowanych kontaktów w innych mediach,

to nie startuj z samodzielną platformą sprzedaży kursów online! Dlaczego? Bo bardzo niewiele zdołasz sam sprzedać, a Twoje koszty znacząco przewyższą przychody. Będziesz po prostu dopłacać do interesu, a sprzedaż będzie marginalna.

Koszty samodzielnej (autorskiej) platformy do sprzedaży kursów online

Tutaj krótko chcę zreferować, jak wyglądają te koszty w moim przypadku. Z góry zastrzegam, że jest to raczej plan budżetowy, coś co nazwałbym minimum, bo maksimum byłoby kilkukrotnie droższe.

Zakup gotowca bazującego na „silniku” wordpress do sprzedaży kursów online i korzystania z nich dla kursantów, to około 1.000-1.600 zł netto (+VAT). Jest to koszt, który ponosimy jednorazowo.

Do tego potrzebujemy wykupić roczny abonament na Vimeo w wariancie PRO. W moim przypadku był to koszt 850 zł/rok (jest on zmienny i zależy od kursu walutowego i aktualnych promocji cenowych Vimeo). Oprócz tego dochodzą jeszcze drobne koszty związane z integracją platformy z operatorami płatności i fakturowaniem elektronicznym.

Wysoka konwersja a Twoja rozpoznawalność i marka osobista

Zatem łatwo policzyć, że nie mając pierwszego źródła dochodu pasywnego związanego ze sprzedażą kursu online (ebooka) na platformie zewnętrznej, zaczynając z własną platformą „na dzień dobry” musimy dopłacać do interesu. W sumie nic w tym dziwnego. Koszty zawsze mają charakter wyprzedzający w stosunku do przychodów.

Oczywiście sytuacja zmienia się diametralnie, gdy jesteśmy w stanie skierować do Twojej społeczności prosty komunikat. Coś na kształt: „Hej! Przy okazji informuję, że ruszyłem ze sprzedażą kursów online na mojej platformie. Teraz możecie kupować bezpośrednio ode mnie. Jakby był ktoś zainteresowany, to mam specjalnie dla Was super rabaty. Kontakt w sprawie rabatu to mój Newsletter!”.

Pamiętaj, że osoby, których zaufanie zdobyłeś Twoją działalnością online są Twoimi najlepszymi potencjalnymi klientami. Oczywiście możesz sobie pomyśleć: „Wcale nie potrzebuję takiej rozpoznawalności, bo mogę zdobyć klienta organizując kampanię reklamową przez media społecznościowe”. I tutaj myślę, że nie idziesz w dobrym kierunku.

Płatne kampanie reklamowe mogę być tylko dodatkowym wsparciem Twojego osobistego zaangażowania w social media. Konwersja z płatnej kampanii jest zawsze dużo, dużo niższa, od współczynnika konwersji w grupie, która już Cię dobrze zna. Najczęściej ludzie od nas kupują, bo nas znają, lubią, darzą zaufaniem. Słyszeli o nas dobre opinie od znajomych!

Jak zdobyć zaufanie potencjalnych kursantów?

Zatem myśląc o samodzielnej sprzedaży kursów online musisz wcześniej zdobyć zaufanie Twoich potencjalnych odbiorców? Jak to zrobić? To jest nie lada sztuka i życiowo-biznesowe wyzwanie! Wiele osób myśli, że wystarczy często pokazywać się w social media i ta częstotliwość „zrobi robotę”. (Niektórzy nawet robią „daily blog/vlog” – nawet o tym nie myśl dla Twojego dobra).

Ja myślę, że częstotliwość nie jest najważniejsza, choć bym jej oczywiście nie bagatelizował. Według mnie dużo ważniejsze jest wyrobienie sobie opinii „ambasadora” pewnej sprawy lub wartości życiowej. Lubisz ekologiczny styl życia? Wejdź w rolę internetowego ambasadora ekologii! Pasjonują Cię szachy? Zostań internetowym popularyzatorem tej królewskiej gry.

Zwróć uwagę, że zyskujesz w ten sposób wiele przewag marketingowych, nad tymi którzy chcą „walczyć” częstotliwością (i zazwyczaj szybko się wypalają). Po pierwsze, jest mało prawdopodobne, abyś wystrzelał się z tematu i poczuł, że nie masz już więcej nic ciekawego do zaoferowania w „świecie Twojej idei”. Ponadto, od idealistycznej promocji pewnej wartości jest już tylko krok do zrobienie wartościowego kursu online! Przyznasz, że zaczyna się to robić koncepcyjnie proste?

Promocja kursów online a promocja Twoich wartości

Wpisując się w role ambasadora idei lub wartości robisz najlepszą robotę promocyjną na świecie. W ten sposób możesz tylko „na marginesie” wspominać, że już jest lub powstaje taki kurs online.

Twoi sympatycy wcale nie odczują tego jako nachalny marketing, który odstrasza klienta. Wręcz przeciwnie! Powinni to przyjąć naturalnie. W końcu wiedzą, że prowadzenie bloga, kanału na Youtube trochę musi kosztować (np. sprzęt), więc powinieneś przynajmniej pokryć koszty tej działalności.

Przypuszczam też, że po drodze ambasadorowania Twoim wartościom zdołasz zrobić wiele dobrego dla całkiem sporej grupy ludzi. Jednych zainspirujesz do zmian, innym podpowiesz coś praktycznego. Ludzie generalnie lubią pozytywnie nakręconych „geeków”, bo dają dużą wartość dodaną w swojej dziedzinie.

W ten sposób narodzi się naturalna relacja wdzięczności. Pewnie odbiorca Twoich treści („contentu”) z miłą chęcią postawiłaby Ci cappuccino w dobrej kawiarni. Ponieważ tego zrobić nie może, to nie zawaha się, gdy będzie potrzebny mu kurs online, który Ty akurat oferujesz!

Oczywiście jest setki innych trików i strategii marketingowych, które możesz próbować użyć. Pamiętaj jednak, aby nie być nachalnym w sprzedaży. Ja wierzę, że strategia budowania długoterminowej „ekonomii wdzięczności i obecności” jest podstawowa.

Czy „Cena Czyni Cuda” także w sprzedaży kursów online?

I tutaj dochodzimy do strategii cenowej. Bardzo trudny temat, nad którym wielokrotnie się głowiłem. Powraca on do mnie szczególnie wtedy, gdy co jakiś czas sam w internecie napotykam oferty kursów z gigantycznie wyśrubowanymi w górę cenami agresywnie „pchane” przez całe sztaby „anonimowych” dla mnie ludzi.

Oczywiście nie chcę tu występować w roli sprzedażowego guru, bo ja wciąż czuję, że raczkuję w temacie. Na pewno jeszcze nie rozwinąłem sprzedażowych skrzydeł. Podzielę się z Wami jednak moim przemyśleniami. Możecie je przyjąć lub nie. Przede wszystkim proszę o pozostawienie komentarz na blogu pod tym wpisem z Waszą opinią.

Witaj w świecie homo economicus!

Każdy z nas zaczynając z tematem w pierwotnym instynkcie ekonomicznym pomyśli sobie: chciałbym sprzedawać moje kursy, jak najdrożej! To tak samo, jak każdy z nas chce, jak najwięcej zarabiać w miejscu pracy. To jest w ekonomii rynkowej normalne. Jednakże też wiemy, że nasze marzenia o zarobkach na etacie rozjeżdżają się z rzeczywistością.

Twój klient, czyli kursant chce czegoś innego, niż Ty. Chce zapłacić jak najmniej za jak najwyższą jakość merytoryczną, która zmieni jego życia na lepsze. Ona lub on jest „egoistą”, jeśli chodzi o wydawanie pieniędzy. Zawsze odczuwa, że ma za mało pieniędzy na rachunku bankowym! Musi zatem bardzo rozsądnie gospodarować „groszem”. Ty możesz jej/mu pomóc w tym rozsądnym gospodarowaniu. Jak? Robiąc dobrą cenę!

A może by tak udostępniać kursy online bezpłatnie?

Oczywiście skrajną taktyką cenową w tej sytuacji byłaby publikacja kursów online bezpłatnie i prawie bezkosztowo na przykład na dedykowanym kanale Youtube. Nie róbcie tego nawet, gdyby się Wam wydawało, że zbudujecie gigantyczną rozpoznawalność i super szybko mocną markę online.

Możesz zrobić wyjątek od tej zasady dopiero, gdy pobijesz w popularności Matusza Grzesiaka. W przeciwnym razie nawet tego nie próbuj, szczególnie na początku, gdy stawiasz pierwsze kroki w produkcji i sprzedaży kursów online.

Dlaczego? W powszechnej świadomości utrzymuje się dość silne przekonanie, że jeśli coś jest za darmo, to jest bez wartości. I teraz pomyśl! Startujesz z pierwszym kursem online. Wkładasz w niego całe serce i wysiłek. Mobilizujesz się na kilka tygodni i angażujesz „na maksa”, ale nie masz wokół siebie sztabu ludzi, jak Mateusz Grzesiak, więc techniczna jakość Twojego kursu online niestety nie będzie na jego poziomie.

Pierwszy kurs online sprzedawaj w dyskontowej cenie!

Przypuszczalnie też ten Twój pierwszy kurs online nie będzie perfekcyjny merytorycznie. Po prostu po pewnym czasie sam stwierdzisz, że mógłby być odrobinę lepszy. Dając go w trybie bezpłatnym i otwartym, prawdopodobnie nikt nie doceni jego wartości merytorycznej.

Natomiast Ty będziesz musiał zmierzyć się z pierwszą falą „bezinteresownej” krytyki. „Złapiesz” do swojego koszyka przypadkowych „gapiów”, którzy nudzą się na internecie i lubują w anonimowym „hejcie”. Otrzymasz coś w stylu: „A to mogłoby być inaczej! Dźwięk jest fatalny! Popracuj nad dykcją! Czy naprawdę tak się sprawy mają, jak mówisz? Mój wujek z Psiej Wólki mówił inaczej! Skąd masz ten sweter?”. Oszczędź sobie tego na wstępie, zanim nie okrzepniesz.

Zatem, aby nie przegadać tematu: Pierwszy kurs sprzedawaj po najniższej cenie, jaką jesteś w stanie zaakceptować. Nie najwyższej, ale najniższej aż do bólu! Zaciśnij zęby i daj kurs online w dobrej cenie, ale dla klienta! Podkreśl we wprowadzeniu do kursu, że powinien on kosztować kilkaset procent więcej, ale z różnych przyczyn dajesz taką dyskontową cenę. Np. tego typu kursy stacjonarne kosztują około 500 zł, ale ja go robię za 49 zł nie ustępując jakością, bo jest w trybie online itd.

Wartość merytoryczna znacznie powyżej ceny!

Spróbuj wytworzyć w Twoich pierwszych kursantach przeświadczenia, że kupują coś wysokiej jakości merytorycznej w bardzo przyzwoitej cenie. Pamiętaj, że ta różnica pomiędzy „wartością wewnętrzną” kursu a jego ceną przemnożona przez ilość konwersji sprzedażowych, to Twój bezwydatkowy, wirtualny budżet reklamowo-promocyjny. Spróbuj to przeanalizować w ten sposób:

bezwydatkowy budżet reklamowy = (wartość kursu – cena kursu) * ilość sprzedanych kursów

Pamiętaj, że jesteś nowy na rynku, na którym od lat z powodzeniem działają całe firmy, znani trenerzy i influencerzy. Oni zaczynali lata świetlne przed covidem, pandemią i restrykcjami. Zatem na razie wszystko na co możesz liczyć, to „okruchy”, które nieopatrzenie spadną z ich „stołów”!

Sorry, że zrobię to tak bezpardonowo, ale „weź to na klatę” dla swojego dobra i przemyśl: Rynek kursów online świetnie obejdzie się bez Ciebie, Twojego kursu i obsłuży skutecznie dotychczasowy popyt! Takie ostre postawienie sprawy ma w Tobie wytworzyć odpowiednią postawę “służenia”. Reagowania na potrzeby i oczekiwania rynku. Nie zniechęcaj się, ale przygotuj na przeciwności i opór “szklanego sufitu” nad Tobą. Potrzebujesz kilku, kilkunastu lat budowania relacji online, aby robić ceny jak Mateusz Grzesiak.

Marketing szeptany, czyli kurs online z promocyjnym viralem

Powoli układa się nam zarys strategii marketingu mix Twojego pierwszego kursu online:

  • robisz naprawdę fantastyczny kurs online w temacie, na którym się dobrze orientujesz w praktyce od kilku lat
  • wrzucasz go na zewnętrzną platformę z kursami online (nie startujesz na razie z własną platformą)
  • dajesz cenę najniższą z możliwych, ale jednak jest to kurs płatny
  • we wprowadzeniu kursu, gdzieś pod jego koniec informujesz, jaka powinna być cena tego kursu, czyli wyceniasz kurs stacjonarny tego typu; następnie prezentujesz kilka dobrych powodów, dlaczego kurs online chcesz dać w cenie dyskontowej
  • czekasz pół roku na bardzo dobre opinie Twoich zadowolonych kursantów
  • rozważasz, czy przez 1-2 tygodnie nie udostępnić kursu bezpłatnie podpinając się pod jakąś większą akcję społeczną (np. związaną z pandemią #Zostanwdomu)
  • zaczynasz pracować nad marką ambasadora idei (wartości) w social media
  • z czasem Twoi zadowoleni kursanci zaczynają w różnych sytuacjach życiowych rozpowiadać o Tobie, Twojej działalności i kursach online, bo już Cię „sprawdzili” i wiedzą, że jesteś pozytywnie nakręcony “geek” w tym temacie i można się od Ciebie zapalić!

Zwróć uwagę, że w ten sposób dostarczyłeś Twoim kursantom wiele argumentów, aby opowiadać o Tobie. Mają przeświadczenie, że kupili porządny kurs online w super cenie. Pomogłeś w jakiejś akcji społecznej. Dużo się od Ciebie nauczyli. Wspierają Cię, bo wiedzą, że w ten sposób mogą otrzymać od Ciebie w przyszłości więcej… Nowe kursy online, nowe ebooki, live’y, a może szkolenie stacjonarne itd.

Po prostu, dostrzegają Twoją pozytywną postawę i potencjał w sprawie, którą reprezentujesz. Dlatego Cię wspierają! Zaczyna działać “wszechpotężne” marketingowe prawo samospełniającej się przepowiedni. Coś jest dobre, bo jest dobre. Chcę tego! A jeśli nawet się zawaham, to zadziała “social proof“. Inni tego chcą i wspierają to! Więc ja też tego chcę! (To jednak wymaga czasu, dlatego musisz być cierpliwym długodystansowcem!)

Badania rynkowe, czyli sondowanie potencjalnych kursantów

Musisz wiedzieć, że posiadając 1-2 kurs online o wysokiej wartości merytorycznej stworzyłeś fantastyczny zalążek  (przyczółek) Twojego startupowego mikro-przedsiębiorstwa. (O startupach pisałem już wcześniej – link). Miesięczne przychody z tego tytułu mogą kształtować się od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych (w zdecydowanej większości przypadków będzie to jednak raczej kilkaset złotych).

Teraz staniesz przed trudnym zadaniem, co dalej? Czy robić kolejne kursy, a jeżeli tak, to jakie? Czy może pisać książkę, poradnik, ebooka? A może ruszyć z certyfikowanymi szkoleniami online lub szkoleniami stacjonarnymi? Może webinary?

Według mnie idź dalej w kursy online! Jednakże teraz zapowiadaj z wyprzedzeniem plan powstania kursu. Pytaj się, czy Twoi sympatycy chcą wiedzieć więcej na ten temat? Spróbuj wybadać popyt. Zachęcaj do subskrypcji Newslettera… (Przy okazji, czy mój Newsletter już subskrybujesz? Jeśli nie, to jak chcesz być na bieżąco z blogiem i ofertą nowych kursów online?) 😉

Pamiętaj też, że stoisz przed nie najłatwiejszym zdaniem stopniowego podnoszenia cen na Twoje produkty. Tak, tak. Jeśli Twoja popularność będzie rosła, to możesz rozważyć kwestię podnoszenia cen. W ślad za tym musi iść jednak ciągłe podnoszenie jakości merytorycznej i technicznej. Musisz doskonalić się w sztuce prezentacji, argumentacji i sprzedaży. (Nie masz iść na ilość “klepiąc” kompilowane kursy; rynek to od razu prześwietli).

„Okrążyć Mateusza Grzesiaka”? O co chodzi?

Oczywiście wcześniej wspomnianemu Mateuszowi Grzesiakowi nigdy nie dorównamy. Kto jednak broni nam tego próbować i dążyć w tym kierunku. Marzenia nic nie kosztują, a mają ogromną wartość motywacyjną 😉

Podobno japońska firma „Komatsu” produkująca ciężki sprzęt budowlany wchodząc na rynek globalny przyjęła strategię biznesową, którą można było streścić w dwóch słowach: „okrążyć Caterpillara!”.

Wówczas Caterpillar był globalnym liderem branży, na którą apetyt miało Komatsu. Dziś jak pewnie wiesz Komatsu jest jednym z największych producentów sprzętu budowlanego. Japończycy (i w ogóle Azjaci) są szalenie skuteczni we wdrażaniu raz przyjętego planu i osiąganiu dalekosiężnych celów.

Zatem miej świadomość tego, że wchodzisz do branży biznesowej, w której od lat działają „giganci”. Ty i ja dużo musimy zrobić, aby chociażby spróbować im dorównać. Pomyśl o tym, że dość szybko możesz osiągnąć mój obecny poziom kilku kursów online i ebooków.

Kiedyś w przyszłości możesz dorównać popularnością i sukcesem Mateuszowi Grzesiakowi. On prawdopodobnie byłby dumny z tego, że zainspirował Cię do stania się bardziej efektywną wersją samego siebie. Ale ta opowieść o sztuce wyznaczaniu celów i ich skutecznej realizacji to już pewnie wątek na inną okazję. (Proszę o sygnał, czy chcecie coś na ten temat?)

Na dzisiaj zapamiętaj to hasło: okrążyć Mateusza Grzesiaka! Robiąc pierwszy kurs przypnij sobie to hasło pod kamerą. Niech Cię nie deprymuje, ale dodaje skrzydeł. Doktor Grzesiak jest przecież – co sam przyznaje – chłopakiem z prowincji, który miał marzenia i zaczął za nimi podążać ucząc się od najlepszych 😉

Aha! I dajcie znać, jakie tematy mają się znaleźć w moim kursie online pt. Inwestowanie w Nieruchomości i Zarządzanie nimi od Zera do Rentiera. Co prawda scenariusz prawie gotowy, ale co dwie głowy to nie jedna. Bo przecież przyczynkiem do tego wpisu był właśnie ten nowy kurs, który już zacząłem kręcić. Będąc ambasadorem (popularyzatorem) konserwatywnej szkoły finansów i przedsiębiorczości tak właśnie muszę działać. 😉

Mój piąty kurs będzie sprzedawany z poniższą infografiką. Mam nadzieję, że jest ok?

Kody

2 komentarze

  1. Infografika super! Artykuł bardzo ciekawy i inspirujący. Powodzenia!

    Odpowiedz
    • Bardzo serdecznie dziękuję Pani Moniko za komentarz i wsparcie. Cieszę się, że uważa Pani wpis za ciekawy i inspirujący. Również pozdrawiam! 😉

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Powiązane artykuły