Tydzień temu rozpoczęliśmy temat diagnozy stanu edukacji finansowej w Polsce (link tutaj). Na wstępie skupiliśmy się na tym, ile o finansach osobistych można dowiedzieć się w rodzinie i szkole. Dziś spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, czy można nauczyć się zarządzania budżetem domowym, oszczędzania i inwestowania z poradników, internetu, szkoleń lub od przedstawicieli instytucji finansowych.
Książki, czyli „wolna amerykanka” koncepcji finansowych
„Dla chcącego, nic trudnego” – mówi stare porzekadło. I rzeczywiście, jeśli ktoś jest bardzo zdeterminowany, aby szukać rzetelnej wiedzy o finansach osobistych może ją znaleźć. Niestety, musi być przygotowany na to, że będzie musiał w dużym stopniu na własną rękę dokonywać selekcji wiedzy wartościowej od bezwartościowej, czyli oddzielać „ziarna od plew”. Przypuszczam, że wielu młodym ludziom może to zająć sporo czasu, ale nie odmawiałbym temu procesowi poznawczemu wartości. Uczenie się na błędach, szukanie, dociekanie, weryfikowanie, doskonalenie metody i narzędzi zarządzania finansami rodziny, to cena, którą warto zapłacić, jeśli się nie ma innej możliwości.
Zacznijmy od książek (poradników), ponieważ to źródło wiedzy o finansach osobistych znane jest od stuleci. W księgarniach możecie znaleźć poradniki ekonomiczno-finansowe polskich i zagranicznych autorów. Jest tego tyle, że rzetelnej analizie, ewentualnie krytyce, tych książek mógłby być poświęcony niejeden blog lub vlog. Moją rolą tutaj jest jedynie zwrócenie uwagi na paradoksy rynku księgarskiego. Otóż, nie zawsze w parze z popularnością poradnika finansowego na rynku idzie jego rzetelnością. Nie chcę w tym miejscu pokazywać przykładów polskich autorów, aby nie wywoływać niepotrzebnych napięć pomiędzy rodzimymi twórcami, ale pokaże to na przykładzie bestsellera amerykańskiego (globalnego).
Chyba każdy z nas czytał książkę „Bogaty ojciec, biedny ojciec” Roberta Kiyosaki lub przynajmniej słyszał o niej. Nie można odmówić tej książce pozytywnych walorów, ciekawego storytellingu itd. Jednakże od strony warsztatu zarządzania finansami prywatnymi jest to kompletna katastrofa. Intelektualny i koncepcyjny „potworek”. Mnie osobiście bardzo dziwi, że dziennikarze ekonomiczni nie ma mają wiedzy, a może odwagi, aby zająć się tym tematem. Rozumiem, że nie robią tego profesorowie ekomomii, bo nie jest to recenzowana książka naukowa, a R. Kiyosaki nie aspiruje do awansu naukowego. Ale dziennikarze ekonomiczni? Trochę wstyd Panie i Panowie! Dlaczego pozwalacie, aby zwykłym ludziom robić przysłowiową „wodę z mózgu”? Tylko dlatego, że to globalny bestseller? Dla mnie to trochę za słaby argument! Więcej odwagi! Bierzmy przykład chociażby z Youtubera Piotra Marszałkowskiego (link tutaj).
Vlogi, blogi i podcasty finansowe a szkolenia finansowe
Polska blogosfera jest bardzo bogata w porady, jak oszczędzać pieniądze, jak je pomnażać, jak inwestować kapitał itd. Niewątpliwy liderem tej sceny jest Michał Szafrański i jego blog jakoszczedzacpieniadze.pl. Michał w zasadzie pokazał, jak wielki potencjał drzemie w finansowym blogowaniu. Pokazał, że bloger to zawód, że masowa sprzedaż książki zaczyna się od porządnego bloga, że miliony złotych czekają na tych, którzy wykażą się systematycznością, kreatywnością, rzetelnością dziennikarską i sprawnością w social media. Od pewnego czasu Michał Szafrański prowadzi również swój podcast.
Numer dwa na rynku finansowego freelance’u to prawdopodobnie Marcin Iwuć z blogu i podcastu „Finanse Bardzo Osobiste”. Potem otwiera się cała stawka blogerów i podcasterów. Istnieją już nawet polskie strony, które integrują „kontent” rodzimych blogów finansowych. Po prostu śledzenie ich wszystkich na bieżąco staje się praktycznie niemożliwe, np. FinansoweBlogi.pl. Dłużej działający blogerzy przeważenie mają do zaoferowania oprócz systematycznych wpisów, także własne poradniki finansowe lub szkolenia finansowe.
Jeśli chodzi o vlogi finansowo-biznesowe na Youtube, to liderami popularności są bodaj Jakub Midel z Akademii Bogactwa i Krzysztof Król z Akademii Biznesu (wyzwanie90dni). Obaj panowie umiejętnie promują siebie i swoje szkolenia. Oczywiście w zakresie formuły jest to swoisty mix autopromocji, promocji biznesowej i działalności edukacyjnej. Zatem osoba niezorientowana w dziedzinie finansów osobistych może mieć problem z wyciągnięciem właściwych wniosków dla siebie na tym etapie.
Wielu innych sprawnych przedsiębiorców i twórców internetowych oferuje swoje szkolenia z pogranicza finansów osobistych i rozwoju osobistego. Jest z czego wybierać, ale i w czym się pogubić. Kwoty za szkolenia są różne. Tysiąc złotych za szkolenie w trybie on-line, to nic nadzwyczajnego. Jak widać rynek sam reguluje niszę edukacyjną, o której wciąż zapomina system edukacji publicznej. Ma to swoje plusy i minusy. Niewątpliwym atutetm jest mnogość ofert, zaś wadą agresywny marketing, który nierzadko z naddatkiem przysłania autentyczną merytoryczną wartość szkolenia.
Doradcy finansowi i instytucje finansowe, czyli „interesowna” edukacja
Edukację finansową w Polsce ponadto prowadzą doradcy finansowi. To właśnie oni są bodajże największymi beneficjentem złej całościowej organizacji tej sfery edukacji. Większość z nich to po prostu akwizytorzy (sprzedawcy) usług finansowych lub instrumentów finansowych. Ponieważ wiedzą, że operują w społeczeństwie o niskiej świadomość finansowej, pozwalają sobie na najbardziej bezczelne techniki, byle szybko „dobić targu”. Przy tej okazji stroją się w „piórka” ekspertów finansowych, z których bardzo szybko uchodzi powietrze, gdy natkną się na kogoś asertywnego, a zarazem lepiej wyedukowanego w dziedzinie finansów. Sam mam na swoim koncie kilka ciekawych rozmów telefonicznych z „ekspertami finansów”, którzy chcieli mi wcisnąć mówiąc delikatnie niekorzystne oferty finansowe.
Jest także oczywiste, że sektor „lichwiarskich” pożyczek może istnieć tylko dlatego, że pewna część społeczeństwa nie ma wyobraźni finansowej. Kto o zdrowych zmysłach, rozumiejąc, czym jest realna roczna stopa procentowa, czyli RRSO, wziąłby pożyczkę konsumpcyjną, której oprocentowanie jest z przedziału 100%-200% w ciągu roku?
Chciejmy jednak pokazać dla równowagi również pozytywny wymiar działalności edukacyjnej świadczonej przez instytucje finansowe. Wzorcowe działania w tym zakresie prowadzi Narodowy Bank Polski. Nie tylko prowadzi swój własny NBPortal.pl, ale także finansuje w całej Polsce mikro-programy edukacji ekonomiczno-finansowej. Także niektóre banki i SKOKi próbują z lepszym bądź gorszym skutkiem realizować taką działalność. Sam pamiętam, że w niejednym tygodniku opinii i gazecie codziennej widziałem wkładki „finansowe” redagowane przez bankowców i dziennikarzy. Zatem coś się dziej.
Tylko czy to wystarcza? Czy potrafimy kierować się wyobraźnią finansową podejmując różnorodne decyzje o długotrwałych skutkach? Czy świadomość finansowa to nasza mocna strona? Czy planując inwestycje uwzględniamy ryzyko finansowe i gospodarcze? A jeśli nie, to jak temu moglibyśmy zaradzić?
0 komentarzy