Co to jest kwadratura koła przedsiębiorczości? Czy początkujący, startupowy przedsiębiorca zawsze zdaje sobie sprawę z tego, na co w praktyce się porywa? Dlaczego założenie nowego przedsiębiorstwa może okazać się problemem niemożliwym do rozwiązania w praktyce?
Każdy biznesmen z doświadczeniem życiowym będzie skłonny przyznać, że taki problem istnieje. Że ustanowienie stabilnego biznesu jest dokonaniem czegoś wręcz niemożliwego. Jest przekraczaniem własnych granic.
Dlatego dzisiaj garść analitycznych ustaleń, skąd bierze się ten problem? Pochylimy się nad istotą biznesowego startupu. Oprócz tego spróbujemy sformułować kilka wskazówek, co robić, gdy już się zadebiutowało w biznesie. Porad poszukamy u motywacyjnych mówców oraz mistrzów duchowości!
Matematyczny problem kwadratury koła a sztuka przedsiębiorczości
Zanim zaczniemy podaję dyskontowy kupon na zakupy moich kursów online na Udemy.com: SUMMER2020. Ważny 4 dni od publikacji tego posta. Zaczynamy!
Samo pojęcie kwadratury koła pochodzi jeszcze z czasów starożytnych i zostało sformułowane przez matematyków szkoły pitagorejskiej. Pitagorejczykom chodziło o skonstruowanie kwadratu, którego pole jest równe polu danego koła przy użyciu wyłączenie cyrkla i linijki bez podziałki.
Od 1837 roku za sprawą matematyka Pierre’a Wantzela wiemy, że tego zrobić się nie da. Zaś do języka potocznego przeszło pojęcie „kwadratury koła” jako symbolu zadania niewykonalnego albo przynajmniej przedsięwzięcia skazanego na porażkę.
Gdy weźmiemy pod uwagę statystyki, które mówią, ile nowo założonych przedsiębiorstw upada, to rzeczywiście autentyczny startup można nazwać przedsięwzięciem skazanym na niepowodzenie. Pisaliśmy o tym wcześniej (link). Oficjalne statystyki mówią, że 9 na 10 starupów upada. Zaś na blogu dodatkowo argumentowaliśmy, że tak naprawdę zostaje zlikwidowanych nawet 95-97% startupowych biznesów.
Istota problemu kwadratury koła przedsiębiorczości
Kwintesencja problemu kwadratury koła przedsiębiorczości sprowadza się do istnienia “zaklętego” cyklu wzajemnie wzmacniających się „niemocy” przedsiębiorcy. Nie wiem, czy można to dobrze zrozumieć, jeżeli nigdy nie próbowało się przedsiębiorczości o własnych siłach? Spróbuję to jednak wyjaśnić najlepiej, jak potrafię.
Dlatego zacznijmy od dwóch stanów percepcyjno-emocjonalnych, których doświadcza bodaj większość mikro-przedsiębiorców. Pierwszy stan jest pozytywny i doświadczamy go zazwyczaj jeszcze przed założeniem biznesu, w fazie planowania działalności przedsiębiorstwa. Mówiąc w skrócie swój biznes widzimy przez różowe okulary. Nasze emocje są bardzo wysoko!
Drugi stan jest negatywny i ujawnia się najczęściej krótko po wejściu na rynek. Dość szybko realne, a nie wyobrażone, warunki rynkowe ściągają z naszych oczu różowe okulary. Okazuje się, że na początku działalności startupu trzeba stoczyć ciężką walkę o jego przetrwanie! Nasze emocje są bardzo nisko, a my możemy czuć się przytłoczeni ogromem prac do wykonania.
Chyba każdy z nas tego doświadczył w życiu nie tylko w dziedzinie przedsiębiorczości. Mogła to być bardzo trudna trasa górska, udział w maratonie, wakacje w trasie na rowerach itd. Zanim sami zaczęliśmy wydawało się, że jest to takie proste i piękne. Na własne oczy przecież widzieliśmy, że tak wielu ludziom się to udawało.
W momencie, gdy sami zaczęliśmy to robić i napotkaliśmy na pierwsze przeciwności losu, załamuje się nasza wiara, optymizm, euforia, nadzieje. Motywacja opada do najniższego punktu! W tym kryzysowym momencie albo zaciśniemy zęby i pokonamy przeciwności, albo rezygnujemy. Tyle od strony czysto behawioralnej, a teraz czas na finanse i przedsiębiorczość.
Zaklęty cykl: produktywność (efektywność) – sprzedaż – marka
Ten sam problem następstwa dwóch stanów emocji i percepcji – pozytywnego „przed” i negatywnego „po” – nasila się w dziedzinie startupu przedsiębiorczości. W tym obszarze ma on silne uwarunkowania marketingowe (rynkowe) i finansowe. W skrócie można je sprowadzić do sekwencji kilku czynników:
Nie sprzedajesz, bo nikt cię nie zna. Nikt cię nie zna, bo nie wytwarzasz. Nie wytwarzasz, bo nie sprzedajesz. I kółko się zamyka. Jesteś w przysłowiowej kropce! Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale ta sekwencja weryfikuje negatywnie, czyli przewraca, przynajmniej połowę młodych przedsiębiorców.
Kto sobie nie zdaje sprawy z destrukcyjnej mocy tej sekwencji ten jest jak nowicjusz, którego zwabiono, aby spróbował swoich sił w rodeo. Wiemy na czym polega rodeo. To sztuka ujeżdżania wierzgających koni. Nieujeżdżony koń, którego wypuszczono z boksu zrobi wszystko, aby zrzucić ze swojego grzbietu jeźdźca.
Tak samo rynek będzie się starał, aby nowy przedsiębiorca odpadał. Dlaczego? Bo najczęściej nie jest on nikomu za bardzo potrzebny do szczęścia. A nawet jeśli jest, to nikt o tym jeszcze nie wie. Albo też klienci podchodzą z dużą dozą nieufności, czy ów przedsiębiorca będzie w stanie sprostać ich wyśrubowanym przez konkurencję rynkową oczekiwaniom.
Prosta odpowiedz: idź na całość! Czy to naprawdę takie proste?
Wiem, że z perspektywy osoby, która sama nigdy się nie zmagała z tym “zaklętym” cyklem wygląda to banalnie prosto. Odpowiedź brzmi:
Idź ostro do przodu na wszystkich frontach. Produkuj (wytwarzaj)! Sprzedawaj! Rób promocje! Nie przestawaj! Przyj do przodu!
Jednakże praktykujący przedsiębiorca dodatkowo natrafia na warunki brzegowe, o których zazwyczaj postronny obserwator nie ma zielonego pojęcia. Twarde ograniczenia, których nie zna i nie doświadcza ten, który formułuje „dobrą radę”! Te warunki brzegowe to: czas, pieniądze, relacje, inercja rynku, okopana na swoich pozycjach konkurencja itd.
Dla startupu przedsiębiorstwa „kołdra jest zawsze za krótka”!
Doba ma tylko 24 godziny i nie da się przez cały rok pracować po 18 godzin dziennie. W początkującym przedsiębiorstwie nigdy nie ma „za dużo” pieniędzy i trzeba bardzo rozważnie nimi gospodarować. Zaczynający biznesmen nie od razu będzie twarzą okładki „Forbesa” i nie napiszą o jego debiucie w „BusinessInsider”.
Jeśli do tego dodamy, że klient musi się zetknąć i opatrzeć, oswoić z naszą ofert kilkukrotnie zanim cokolwiek kupi… Jeśli dodamy, że konkurencja siedzi mocno od lat na swoim koniu i nie da się łatwo zepchnąć… to od razu widzimy, o co tutaj chodzi.
Kwadratura koła przedsiębiorczości oraz wpisany w nią zaklęty cykl „produktywność (efektywność) – sprzedaż – marka” to istny rynkowy „baby killer”! Ale, że od razu baby killer? Tak, tak! Baby killer, bo na rynku rodzi się mnóstwo nowych inicjatyw biznesowych, ale sam rynek wykańcza większość z nich zaraz na starcie!
Jak rozwiązać problem kwadratury koła przedsiębiorczości?
Samo uchwycenie istoty problemu kwadratury przedsiębiorczości, to już sporo, aby zmierzyć się z tym rynkowym “baby killerem”. Jednakże oprócz tego spróbujmy dodatkowo sformułować kilka „złotych reguł” przełamania zaklętego cyklu wzajemnie wzmacniających się „niemocy” przedsiębiorcy.
Pozwólcie, że na początek powrócę do fantastycznych tradycji starożytności. Pewna starożytna legenda głosiła, że kto upora się z rozwiązaniem „węzła gordyjskiego”, ten zostanie władcą całej Azji. Wielu próbowało rozwiązać węzeł znajdujący się w mieście Gordion. Jednakże bezskutecznie!
Aż razu pewnego do miasta przybył Aleksander Macedoński będąc w trakcie podbojów imperium perskiego. Także on spróbował rozwikłać łamigłówkę. Gdy zorientował się, że w tradycyjny sposób tego nie zrobi… dobył miecza i przeciął węzeł!
Oczywiście to tylko legenda i osnuta na jej podstawie przypowieść. Jednakże przedsiębiorca powinien o niej pamiętać. Czasami trzeba po prostu popatrzeć na problem z innej perspektywy i zastosować niekonwencjonalne rozwiązanie.
Co na ten temat mówią współcześni mistrzowie motywacji?
Współczesny świat wręcz roi się od mentorów, guru, coachów od motywacji. Chyba każdy z nas ich od czasu do czasu potrzebuje. Ja sam przyznaję się do tego. Gdy idę biegać i chwilowo nie mam motywacji, to zakładam na uszy słuchawki z mp3 lub telefonu i odsłuchuję wykładów „najlepszych z najlepszych” motywacyjnych mówców.
Jednym z moich guru motywacji jest oczywiście Arnold Schwarzenegger i to nie tylko dla tego, że przez lata chodziłem na “siłkę”, czyli siłownię. Na interncie można znaleźć jego wykłady (zasady) dotyczące życiowego sukcesu, który niewątpliwie stał się jego udziałem Arnolda w wielu dziedzinach.
Jedna z tych wskazówek brzmi:
Łam zasady!
Chodzi tu oczywiście o przełamywanie stereotypów. O przekraczanie granic. O sięganie po to, co jest na pozór nieosiągalne.
Przedsiębiorca, któremu się to uda – owe przekroczenie granic – wnosi niesamowity wkład do swojej społeczności (społeczeństwa). Jednocześnie w sposób zasłużony buduje swoją markę ososbitą. Wszyscy chcą nagle o nim mówić, bo zrobił coś wyjątkowego.
Doskonale rozumiemy, jak to działa. Każdy wiedział od lat, że czegoś nie da się zrobić. Aż przyszedł taki „Schwarzenegger” i on to zrobił! To jest gość! Słyszałeś już o nim? I plotka, wieść, news, rozchodzi się po ludziach budując markę osobistą, robiąc rozgłos i dając “fame“! Któż z nas tego by nie chciał będąc przedsiębiorcą? 😉
Nie bój się myśleć poza wyznaczonymi ramami
Innym moim ulubionym mówcą motywacyjnym jest znany aktor Denzel Washington. Uwielbiam jego historię i to co ma do powiedzenia o życiu i rozwoju do młodych ludzi. W jednej ze swoich mów do absolwentów amerykańskiego uniwersytetu mówi:
Nie bój się upadać! Jest taki stary test na inteligencję, aby połączyć dziewięć kropek (3×3) czterema liniami bez odrywania ołówka od kartki. Jedyny sposób, żeby to zrobić, to wyjść liniami poza kwadrat trzy na trzy kropki!
Więc nie bój się wychodzić poza wyznaczone ramy! Nie bój się myśleć ponad wyznaczonymi granicami! Nie bój się wielkich marzeń! Ale pamiętaj, że marzenia bez celów są tylko marzeniami i automatycznie powodują rozczarowanie!
Na tej podstawie widzimy, że przedsiębiorca musi mieć bardzo silną wewnętrzną motywację. Szczególnie na początku swojej kariery. Zatem od jego charakteru, konstrukcji duchowej lub po prostu duchowości zależy bardzo wiele!
Czy można analizować startup w biznesie z duchowej perspektywy?
Na zakończenie tego wpisu chciałbym spróbować przeanalizować start w przedsiębiorczości z perspektywy duchowej. Bo rzeczywiście na naszym blogu dotykaliśmy wcześniej kwestii rozwoju duchowego pisząc chociażby o chrześcijańskiej drodze do wolności finansowej (link).
Otóż problem kwadratury koła przedsiębiorczości przywodzi mi na myśl zagadnienie duchowej walki z „demonem acedii”. W literaturze chrześcijańskiej problem ten rozpracował słynny pisarz ascetyczny Ewagriusz z Pontu. Zatem czymże była acedia dla starożytnych pustelników?
Oto człowiek zanim został pustelnikiem mniemał, że gdy ucieknie od świat na odludne miejsce, to niemal automatycznie uzyska błogie szczęście od wszelkich namiętności, problemów, utrapień. Niestety, rzeczywistość pustelnicza była zazwyczaj zupełnie inna. Przynajmniej na początku!
Po osiedleniu na pustkowiu mnich doświadczał zdwojonego ataku wszelkich światowych namiętności, wszystkich na raz złośliwych “duchów” lub tzw. “złych myśli”. Zamiast uzyskać automatyczne szczęście, doświadczał rozlicznych utrapień, które nakłaniały go do ucieczki z celi i pustyni.
Początkujący pustelnik całym zdezorientowanym sercem chciał nagle powrotu do świeckiego życia! Czy to nie jest trochę tak, jakby nowicjusz przedsiębiorczości po pół roku zmagania się z rynkiem zamarzył o stabilnej pracy etatowej od 8:00 do 15:30? Bądźmy szczerzy! Któż z nas nie przyłapał się na takim instynkcie ucieczki?
Czy na pewno mamy uciekać doświadczając trudności? A może to “zaproszenie” do podjęcia walki? Do budowania wytrwałości?
Mistrzowie duchowości zagrzewają do wytrwałości!
Mistrzowie duchowości znali doskonale ten problem. Wiedzieli, że najważniejszym lekarstwem na acedię jest pozostać w tym miejscu, gdzie się jest i cierpliwe wykonywanie rutyny dnia. Modlitwa, praca, posiłek, praca, modlitwa, sen. I tak w kółko, od początku każdego poranka!
Ci którzy walczyli z demonem acedii upodobali sobie ewangeliczną radę, która podpowiada:
„Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie.” (Łk 21, 19).
Choć życie przedsiębiorcy na pierwszy rzut oka może diametralnie różnić się od życia mnicha na pustyni, to jednak ową radę zaczerpnięta z Biblii warto zapamiętać. Wytrwałość jest bardzo ważna dla przetrwania startupu na rynku. Trzeba zacisnąć zęby i dalej robić swoje!
Jakie są Wasze doświadczenia w zakładaniu starupu?
Bardzo chciałbym poznać Wasze doświadczenia w startupach lub po prostu trudniejszych życiowych przedsięwzięciach. Czy nie doświadczaliście takich rynkowych lub życiowych turbulencji, jaki są tutaj opisane? Czy w trudniejszych doświadczeniach udało się Wam zachować zimną krew i przetrwać trudności nie wyskakując z siodła wierzgającego konia?
Ja osobiście mam za sobą udane i nieudane doświadczenia z przedsiębiorczością. I wiem, że często już po latach nasz własny brak wytrwałości w dążeniu do celu oceniamy bardzo negatywnie.
Po prostu żałujemy, że tak łatwo odpuściliśmy fantastyczny, perspektywiczny, rozwojowy temat. Z kolei, nierzadko przekonujemy się z wieloletnich obserwacji, że właśnie ci, którzy przetrwali, po prostu na tym wygrali!
Czy mieliście takie doświadczenia? Jeśli tak, to dopiszcie swoje pouczające story w komentarzu! Podzielcie się swoim doświadczeniem bez względu na to, czy wygraliście, czy przegraliście. Bo przecież próbować od nowa można zawsze!
PS. Dyskontowy kupon na zakupy moich kursów online na Udemy.com to: SUMMER2020. Ważny tylko 4 dni. Nie przegap okazji, bo w lato nie zawsze świeci słońce, a w czasie deszczu szkoda bezowocnie marnować czasu 😉
[Zdjęcie: Andre Ouellet, Unsplash]
0 komentarzy