Czy grozi nam #WielkiReset? Trwa erozja globalnego systemu monetarnego

gru 9, 2020 | Blog, Newsy

Czy historia pieniądza, jego ewolucja, może mieć jakiś związek z tym, co finansiści nazywają „wielkim resetem”? Dlaczego rozwiązanie obecnego kryzysu gospodarczego spowodowanego pandemią konronawirusa zdają się wykraczać dalej, niż do progu kolejnego prosperity? Czy w polityce monetarnej należy spodziewać się nowego porządku systemowego? Dlaczego niektórzy ekonomiści mówią o konieczności systemowej zmiany w architekturze światowych finansów?

Dzisiaj na blogu próba odpowiedzi na część z powyższych pytań. Sięgniemy do historii pieniądz i jego ewolucji, aby zobaczyć, że świat powoli dochodzi do kresu możliwości systemu monetarnego, który znamy z przeszłości. Bodaj większość finansistów, bankowców i polityków gospodarczych rozumie lub intuicyjnie wyczuwa, że dojeżdżamy do zakrętu, gdy będzie trzeba zadać pytania, nie jak skutecznie grać w globalne wolnorynkowe „Monopoly”, ale jakie powinny być w ogóle zasady tej gry?

Wiedza ta może być przydatna dla przedsiębiorców i inwestorów. Jak mówi łacińska maksyma, historia magistra vitae, czyli historia jest nauczycielką życia. Znajomość historii gospodarczej podpowiada, jaka może być przyszłość. Wszelkie negatywne globalne zjawiska – pandemie, migracje, recesje, konflikty – mogą przyspieszyć proces budowania nowego porządku finansowego. Warto zatem wiedzieć, chociażby w ogólnym zarysie, co może się stać, aby lepiej się praktycznie przygotować na to, co może nadejść.

Ten materiał stanowi swoistą “zalecaną lekturę” dla tych, którzy dołączyli do mojej nieformalnej Akademii Finansów i Przedsiębiorczości prowadzonej w trybie online. Po prostu, finansista, biznesmen, inwestor i przedsiębiorca, który samodzielnie się dokształca, powinien wiedzieć, co się dzieje na świecie.

Bądźmy finansowymi realistami, ale i przedsiębiorczymi optymistami!

Po takim wstępie pewnie ktoś pomyśli, że powieje pesymizmem. I tak, i nie! Bo rozważania nad obecnym kryzysem koronawirusa warto rozpocząć od następującej generalnej refleksji. Kryzys jest zjawiskiem naturalnym w gospodarce rynkowej. Charakterystyczny rys rozwoju gospodarek rynkowych to okresy stabilnego rozwoju przeplatane różnorakimi kryzysami.

Choć kryzysy te są pewnego rodzaju „terapią szokową”, to jednak gospodarki rynkowe wychodzą z nich, koniec końców, obronną ręką. Stąd m.in. wywodzi się twierdzenie o wyższości gospodarki kapitalistycznej nad gospodarką centralnie sterowaną. Można powiedzieć, że zdecentralizowane gospodarki lepiej potrafią przezwyciężać kryzysy.

Rzeczywiście, gdy spojrzymy choćby kilka dekad wstecz, to gospodarki rynkowe świata zachodniego dobrze sobie poradziły z kryzysami. Na moment jednak pozwólcie, że wrócimy do gospodarki centralnie planowanej.

Pamiętaj synu! Współczesny pieniądz nie jest oparty na złocie!

Ponieważ to jest blog finansowy, a blog powinien prezentować subiektywne spojrzenie autora, to zarys historii pieniądza chciałbym poprzedzić osobistym wspomnieniem mojego dzieciństwa w PRL. To mój ojciec, syn przedwojennego kupca, udzielał mi pierwszych lekcji finansów „wolnorynkowych”. W Polsce panowała jeszcze wtedy niedołężna gospodarka centralnie planowana.

Pokazywał mi banknoty dolarów i funtów brytyjskich o najniższych nominałach, bo tylko takie miał jako kolekcjoner i numizmatyk. Wskazywał na napis „I promise to pay the bearer on demand the sum of five pounds”. Tłumaczył, co znaczyły te słowa sto lat temu i jak ta deklaracja zmieniła się do lat osiemdziesiątych XX wieku.

Mój tato opowiadał mi, wówczas kilkuletniemu chłopcu, że kiedyś pieniądze (dolary, funty, franki, itd.) miały stabilne, stałe, parytetowe oparcie na złocie. Złoto było „prawdziwym pieniądzem”. Zaś każdy szczęśliwy posiadacz banknotów zabezpieczonych złotem mógł w dowolnej chwili pójść do banku i zażądać ich wymiany na fizyczne złoto właśnie po kursie parytetowym.

Rzeczywistość Polski Ludowej była jednak inna. My, dzieci z pokolenia polityki Edwarda Gierka, doskonale wiedzieliśmy, czym były złotówki w PRL. Do dzisiaj pamiętam zabawę ze stuzłotowym czerwonym banknotem z Ludwikiem Waryńskim.

W stopce rewersu była wypisana sentencja: „Bilety Narodowego Banku Polskiego są prawnym środkiem płatniczym w Polsce”. Wystarczyło zgiąć odpowiednio banknot w dwóch miejscach, chowając przy tym litery „prawnym środkiem płat”, aby uzyskać zdanie „Bilety Narodowego Banku Polskiego są niczym w Polsce”.

Chleb podrożał, ale lokomotywy potaniały

Zdanie to – „Bilety Narodowego Banku Polskiego są (…) niczym w Polsce” – stało się w pewnym stopniu samospełniającą się przepowiednią. Wystarczyło parę lat, aby w Polsce zaczęła się hiperinflacja. Najpierw w 1982 roku inflacja na chwilę skoczyła do 100,8%. Potem spadła, ale w 1990 roku rozszalała się na dobre. Osiągnęła poziom prawie 585,8% rocznie. W tym okresie ludzie „zarabiali” nawet na zużywaniu własnych samochodów, które nominalnie drożały z miesiąca na miesiąc. Każda postać majątku trwałego była lepsza od gotówki.

Z tamtego okresu pamiętam także społeczne echo wydarzeń grudnia 1970 roku. Wówczas wciąż pomiędzy ludźmi krążyły sarkastyczne komentarze w stylu „za Gomułki chleb podrożał, ale lokomotywy potaniały”. Słysząc to chyba po raz pierwszy zastanowiłem się nad problem struktury cen, co odzwierciedla przecież w sobie metoda liczenia inflacji. W dniu 12 grudniu 1970 roku rząd Władysława Gomułki podniósł regulowane ceny podstawowych produktów spożywczych.

Ceny mięsa wzrosły o 17%, mąki o 16%, mleka o 8%. W tym samym czasie w celach propagandowych obniżono ceny telewizorów, lodówek i odkurzaczy, czyli ceny dóbr luksusowych tamtych czasów, których zazwyczaj w sklepach nie było. Zabieg ten nie uchronił rządu przed wybuchem zamieszek. Zostały ono krwawo stłumione. Przywołuje tutaj te tragiczne wydarzenia, aby dać do myślenia szanownemu Czytelnikowi, że zmiany w globalnej polityce monetarnej mogą mieć po prostu trudne do przewidzenia skutki. Jednakże, chyba możemy być spokojniejsi, niż pół wieku temu w PRL…

Jak walczy się z kryzysem w gospodarce rynkowej?

Kryzysy gospodarcze i finansowe mogą pociągać za sobą turbulencje społeczne. Jednakże w demokratycznym i wolnorynkowym świecie nikt nie wyprowadza na ulice wojska, aby te strzelało do demonstrantów, jak za Gomułki w grudniu 1970!

W gospodarce rynkowej inaczej walczy się z kryzysem. Choć całkowicie uzasadnione jest tutaj słowo „walka”, bo walczy się o zrównoważenie finansów na wszelkich szczeblach, walczy się o miejsca pracy, o bezpieczeństwo finansowe gospodarstw domowych, o utrzymanie przychodów i redukcję kosztów.

Gospodarka rynkowa jest gospodarką pieniężną, w której sferę realną obsługują procesy finansowe. Zakłócenia w sferze przepływów pieniężnych, wartości pieniądza, ceny kredytu negatywnie wpływają na sferę realną gospodarki – powstają zatory płatnicze, upadają przedsiębiorstwa (czasami także banki, jak np. Lehman Brothers w 2008r.), wzrasta bezrobocie, drastycznie spada popyt na różnych rynkach. Zaostrzanie się kryzysu w obszarze finansów, czy wręcz załamanie systemu finansowego, mogłoby przynieść po prostu „tsunami” w gospodarce realnej.

Choć przecież w kryzysie są przegrani i są wygrani w różnych branżach! Jedne przedsiębiorstwa i zawody “padają”, a inne szybko rosną. Każdy z nas doskonale widzi to na swoim podwórku. Ja obecnie nie mam szans na organizowanie szkoleń stacjonarnych, ale widzę wielką szansę w moich kursach online. Nie czekam w tej sprawie na dekret z jakiegoś ministerstwa (a tak musiało być w PRL), ale sam podejmuję działania na własne ryzyko i rachunek.

Czy minione kryzysy finansowe 2001 i 2008 mamy już za sobą?

Zanim przejdziemy do historii pieniądza, to jednak chciałbym, abyśmy pochylili się pokrótce nad kryzysem „bańki internetowej” z 2001 roku oraz kryzysem kredytów hipotecznych z 2008 roku.

Otóż jak pamiętamy, kryzys wywołany pęknięciem bański „dot.com-ów” narastał od 1995 roku, gdy wyceny spółek internetowych zaczęły piąć się w górę. Zwolennik inwestowania wartościowego powiedziałby, że delikatnie zaczęły odrywać się od fundamentów realnej wartości. I właśnie dlatego absolutny mistrz inwestowania wartościowego Warren Buffett – idąc za radami swojego mistrza Benjamina Grahama spisanymi w książce „Inteligentny inwestor” – nie kupił ani jednej akcji przewartościowanych „dot.com-ów”.

Świat, giełda, spekulanci giełdowi potrzebowali 6 lat wzrostów, aby upaść na dno. W tym całym szaleństwie „boomu” niewątpliwą rolę odegrało luzowanie polityki monetarnej, obniżanie stóp procentowych w USA. Przecież tani pieniądz kreowany w systemie finansowym musi gdzieś znaleźć swoje ujście.

W latach 2007-2009 było jeszcze gorzej. Jednakże najpierw duże banki hipoteczne udzielały kredytów ludziom bez zdolności kredytowej. Byli to tzw. NINJA, czyli w slangu bankowym akronim od słów „No Income, No Job, and other Assets”.

Ktoś zapyta, ale jak to możliwe, że udzielano kredytów niewiarygodnym osobom? To proste, wierzono, że ceny nieruchomości mogą tylko rosnąć, co rzeczywiście znajdowało częściowe potwierdzenie od około 1960 roku w USA.

Jak zażegnano kryzys „Subprime mortgage”, gdy cenowa bańka na rynku nieruchomości pękła, a wielkie banki hipoteczne i inwestycyjne zaczęły trzeszczeć w posadach? Odkręcono jeszcze mocniej „kurek” taniego pieniądza. Nazwano to eufemistycznie „Quantitative easing (QE)”, czyli ilościowym luzowaniem – do tego pojęcia jeszcze wrócimy.

Polscy kredytobiorcy tzw. frankowicze oberwali rykoszetem

Aby zrozumieć, to co się dzieje od dekad w sferze pieniądza, trzeba pamiętać, że polityka monetarna na świecie, to system naczyń połączonych. To tak, jakby obok siebie istniało kilka stawów (państw) oddzielonych kanałami i groblami. Jeśli w jednym dużym stawie (państwie) poziom wody przybiera, to zaleje też mniejsze stawy (państwa). Po prostu, w otwartych gospodarkach rynkowych nie ma zbytnio innej możliwości.

W czasach kryzysów finansowych inwestorzy lokujący swój kapitał szukają przede wszystkim bezpieczeństwa. Ci, którzy właściwie przewidywali skutki polityki ilościowego luzowania w USA, zaczęli uciekać z kapitałem do solidnej Szwajcarii mającej stabilną walutę franka. Niestety, napływ kapitału do Szwajcarii był tak zmasowany, że poniekąd Szwajcaria stała się eksporterem własnej waluty.

Szwajcarski Bank Narodowy był zmuszony również poluzować politykę monetarną. W przeciwnym wypadku mogłyby drastycznie ucierpieć wszystkie eksportowe sektory tego alpejskiego kraju (turystyka, zegarki, wyroby czekoladowe itd.). Po prostu nikt w Polsce nie zapłaciłyby 35 zł za 100 gramową czekoladkę Lindt, a wyjazd na narty do szwajcarskiego kurortu przyprawiłby o nerwicę nawet polskich mulitmilionerów.

Mimo łagodzenia polityki monetarnej kurs franka szwajcarskiego poszybował w górę, choć nie tak bardzo, jak by mógł. Wszyscy polscy kredytobiorcy ryzykujący wcześniej zaciągając kredyt w tej walucie odczuli to bardzo boleśnie. Przeliczona na złotówki wartość niespłaconych kredytów hipotecznych nierzadko „przeskoczyła” wartość skredytowanej nieruchomości. Stało się to z w związku ze wzrostem kursu franka z mniej niż 2,50 zł do ponad 3,50 zł.

To wszystko jednak, o czym przeczytałeś do tej pory, drogi Czytelniku, to zaledwie powierzchowne fale na ocenie finansowym. Prawdziwe głębokie i wielkie „prądy” finansowe kryją się głębiej.

Jak powstał pieniądz i dlaczego miał solidną wartość?

Pieniądz powstaje samoistnie w relacjach międzyludzkich[1]. Ludzie działają w warunkach ograniczonych zasobów i nieograniczonych potrzeb. Dlatego oddając jedno dobro żądają w zamian innego, które jest postrzegane jako równie cenne. W warunkach ograniczonych zasobów wymiana „coś” za „coś” jest życiową koniecznością. O wartości wymienianego dobra decyduje jego użyteczność oraz rzadkość.

Transakcje wymienne „towar za towar” były najwcześniejszym etapem rozwoju relacji gospodarczych, a więc tzw. gospodarki naturalne, w której dominowało myślistwo i zbieractwo. Z czasem z grupy wymienianych towarów wyodrębniły się te, które były najpowszechniej akceptowane i zaczęły służyć jako standard określania wartości innych dóbr. Twierdzi się, że jako pierwsze rolę pieniądza towarowego pełniły skóry, sól, muszle, stada zwierząt, ozdobne pióra ptaków oraz inne dobra zaspokajające podstawowe potrzeby.

Podaż złota do gospodarki jest stała od 5000 lat

Ważnym momentem rozwoju ekonomii jest powstanie pieniądza opartego o kruszce metali szlachetnych. Srebro i złoto jest podzielne, piękne i dużo trwalsze niż dobra użytku powszechnego. W starożytności pierwsze monety bito właśnie ze srebra lub złota.

Z makroekonomicznego punktu widzenia złoto posiada inną ciekawą zaletę. Jego podaż do gospodarki od 5000 lat jest na stałym poziomie od 1-2% rocznie, co w długiej perspektywie odpowiada stopie wzrostu gospodarczego. Właśnie dlatego złoto świetnie pełni funkcję solidnego standardu wartości ekonomicznej.

Powstanie bankowości nadało impet rozrachunkom pieniężnym

Kolejny ważny etap rozwoju stosunków pieniężnych to powstanie bankowości. Choć domy bankowe istniały już w starożytnej Mezopotamii przyjmuje się, że to w średniowiecznych Włoszech zrodził się współczesny model bankowości[2].

Wiązało się to z upowszechnieniem umiejętności pisania, dostępem do papieru, opracowaniem podwójnej metody rachunkowości. Średniowieczni bankierzy zajmowali się przyjmowaniem depozytów, udzielaniem kredytów i obsługiwaniem płatności.

Emitowane kwity depozytowe na złoto deponowane w bankach z czasem przekształciły się w noty bankierskie, które honorowano w rozliczeniach transakcji handlowych na równi ze złotem. W ten sposób obok pieniądza kruszcowego powstaje banknot posiadający parytet wymiany na kruszec.

System waluty złotej to czas przedsiębiorców

Pierwszym międzynarodowym systemem monetarnym był „system waluty złotej” (inaczej „standardu złota” lub „parytetu złota”). W tym systemie, jak sama nazwa wskazuje, główną rolę odgrywało złoto – było podstawą emisji banknotów, ostateczną miarą wartości ekonomicznej oraz pieniądzem międzynarodowym. Wartość poszczególnych walut narodowych określano przez parytet, a więc wagę fizycznego złota, na którą można w systemie bankowym wymienić jednostkę pieniężną (banknot).

Jak powstał system „standardu złota”? W 1844 rok parlament brytyjski w związku z licznymi przypadkami bankructw banków komercyjnych uchwala „Ustawę bankową”, która miała stworzyć stabilne podstawy funkcjonowania systemu finansowego. W ustawie m.in. zostaje określony standard złota dla funta. Ponieważ Wielka Brytania była niekwestionowanym liderem gospodarczym, w niedługim czasie podobne rozwiązania upowszechniły się w wielu innych krajach. W ten sposób ukształtował się pierwszy wspólny międzynarodowy system monetarny oparty na jednolitych zasadach[3]. Nb. Ekspansję światową funta brytyjskiego, a następnie dolara amerykańskiego w dużym stopniu zapewniła wiara, że są to pieniądze oparte na standardzie złota, czyli tak dobre, jak kruszec.

Podstawową cechą tego systemu była stabilność wewnętrzna oraz zewnętrzna. Kursy wymiany walut poprzez związanie ze złotem były w zasadzie sztywne. Wahania oscylowały w przedziale ± 1%. Mogły być wywołane jedynie znaczną nierównowagą w międzynarodowym bilansie handlowym lub wykryciem i eksploatacją nowych złóż złota. Duża stabilność, przejrzyste stosunki kredytowe oraz niskie obciążenia podatkowe charakterystyczne dla tego okresu sprawiały, że był to czas sprzyjający właścicielom i przedsiębiorcom. W skali makroekonomicznej skutkował szybkim i stabilnym wzrostem gospodarczym.

Warto zwrócić uwagę, że okresy wojen, zakłócały stabilność ekonomiczną, ale także monetarną. Konieczność finansowania nadmiernych wydatków rządowych wymuszała zawieszanie parytetu złota. Historia gospodarki potwierdza, że prawie każda większa wojna wiązała się z odejściem od standardu złota, po to by rząd mógł finansować nadmierne wydatki. Złoto nakładało zbyt ciasne limity na wydatki rządowe. Przyjmuje się, że erę systemu waluty złotej zamyka I Wojna Światowa. Po wojnie wprawdzie podjęto próbę restytuowania tego systemu, ale splot wielu niekorzystnych wydarzeń, m.in. światowy kryzys gospodarczy w latach trzydziestych, uniemożliwił to.

Wielki Kryzys rozlewa się na cały świat

Lata 1929-1933 przeszły do historii jako cezura czasowa Wielkiego Kryzysu (Wielkiej Depresji). Bardzo różne są poglądy dotyczące genezy tego zjawiska, tzn. dlaczego gospodarka wpadła w długotrwałą i pogłębiającą się recesję. Natomiast z całą pewnością wiadomo, że na Wall Street 24 października 1929 wybuchła panika wyprzedaży („czarny czwartek”), która była swoistą erupcją narastających wcześniej nastrojów gospodarczych. „Czarny czwartek” zapoczątkował falę bankructw w Stanach Zjednoczonych.

Krok po kroku, recesja objęła wszystkie sektory gospodarki, a dalej znaczną część świata. Drastycznie spadła produkcji przemysłowa, wzrosło bezrobocie do skali powodującej niepokoje społeczne, obroty w handlu międzynarodowym zmalały do 1/3 sprzed kryzysu. Jedynie w ZSRR nie było objawów załamania, co było naówczas poważnym argumentem potwierdzającym wyższość socjalizmu oraz centralnego planowania.

Poszczególne państwa starały się bronić własnych rynków wprowadzając bariery w handlu międzynarodowym. Obok protekcjonizmu w polityce wzbiera fala populizmu i nacjonalizmu, która m.in. w Niemczech wyniosła do władzy Hitlera.

W Stanach Zjednoczonych, zaczęto doszukiwać się przyczyn kryzysu w wewnętrznej niesprawności działania gospodarki kapitalistycznej, która jakoby samoczynnie nie była w stanie przejść z fazy głębokiej i długiej depresji do ożywienia gospodarczego. Wątpiący w samoregulację gospodarki argumentowali, że potrzebny jest impuls z zewnątrz, który pobudzi koniunkturę gospodarczą.

Polityka “Nowego Ładu” Prezydenta F. D. Roosvelta

Tylko państwo (rząd) dysponuje odpowiednim potencjałem, aby tego dokonać. Wydatki rządowe „napędzą” koniunkturę gospodarczą. Tak rozpoczęła się era interwencji państwa w gospodarkę rynkową na niespotykaną wcześniej skalę. Było to pierwsze praktyczne zastosowanie doktryny Keynesa, która w późniejszych latach stała się jednym z dominujących nurtów makroekonomii oraz polityki gospodarczej XX wieku[4].

Prezydent Roosevelt w ramach polityki Nowego Ładu („New Deal”) w latach 1933-1939 przeprowadził szerokie reformy społeczno-gospodarcze. Wypłacano zasiłki dla bezrobotnych, organizowano roboty publiczne, dofinansowano z funduszy rządowych inwestycje infrastrukturalne. Stworzono i wdrożono liczne regulacje prawne w zakresie przemysłu, rolnictwa, bankowości, rynków kapitałowych. Reformy znacznie zwiększyły wydatki państwa, co stworzyło silną presję na dewaluację dolara.

To pociągnęło za sobą znaczące zmiany w polityce monetarnej. Roosevelt dekretem prezydenckim nr 6102 z 5 kwietnia 1933 roku (Executive order 6102) zdelegalizował swobodną cyrkulację złota w obiegu. Każdy prywatny posiadacz złota fizycznego był zobligowany pod groźbą kary pieniężnej lub więzienia zdeponować swoje złoto w banku systemu rezerwy federalnej.

Za deponowane złoto otrzymywał federalne dolary. Było to istotne wydarzenie w zakresie tzw. demonetyzacji złota, a więc wyparcia go z systemu monetarnego. W kilka miesięcy po delegalizacji złota rząd zdewaluował wartość pieniądza z 20,67$ za uncję do niemal 35$ za uncję, a więc przymusowo skupił od obywateli złoto „mocnym” dolarem, po czym obniżył jego siłę nabywczą.

Ostatecznie niebezpieczeństwo powrotu kryzysu zostało zażegnane w 1939 roku, wraz z wybuchem II Wojny Światowej. Wojna nie tylko rozwiązała problem bezrobocia, które zostało „umundurowane”, ale i wygenerowała gigantyczny popyt zbrojeniowy.

System monetarny z Bretton Woods

W lipcu 1944 roku po udanym lądowaniu w Normandii i otwarciu drugiego frontu w zachodniej Europie losy wojny z perspektywy alianckiej były przesądzone. Wtedy to w Bretton Woods (stan New Hampshire) zorganizowano konferencję monetarną i finansową Narodów Zjednoczonych (United Nations Monetary and Financial Conference). Obrady trwały trzy tygodnie, na których 730 delegatów reprezentowało 44 kraje.

Konferencji przyświecały dwa główne cele. Po pierwsze, nie dopuścić do powrotu głębokiej międzynarodowej recesji w stylu lat 30, którą zaostrzały reakcje protekcjonistyczne poszczególnych państw. Po drugie, wyprzedzająco zaprojektować porządek gospodarczy i monetarny bloku państw zachodnich.

W zakresie doktryny ekonomicznej dość jednomyślnie opowiedziano się za gospodarką kapitalistyczną, własnością prywatną, rozwojem wolnego handlu (odrzucenie protekcjonizmu), dopuszczając interwencjonizm państwowy.

Powojenna architektura finansowa świata zachodniego

Jak w tej powojennej ekonomii miał wyglądać porządek monetarny? Propozycja Stanów Zjednoczonych była dość jednoznaczna i oczywista. Chodziło o usankcjonowanie prymatu dolara w przyszłej gospodarce światowej.

W tym obozie Ameryka była jedyną militarną i ekonomiczną potęgą. Dolar miał być najważniejszą walutą bloku zachodniego, a więc pełnić rolę pieniądza rezerw walutowych państw oraz rozrachunków międzynarodowych. Ustalono, że waluty poszczególnych państw będą wymienialne po stałym kursie na dolara amerykańskiego.

Złoto nadal było istotnym (stabilizującym) elementem światowego systemu pieniężnego, choć już nie bezpośrednio. Waluty były wymienialne na dolara, a dolar na złoto po kursie 35$ za uncję. Była to jednak wymienialność zewnętrzna, a więc dla państw, nie dla obywateli. To ostateczne odwołanie do złota zapewniło dużą stabilność kursów walutowych, których wahania ponownie oscylowały w przedziale ±1%.

W celu wdrożenia nowego porządku, jego wspomagania i kontrolowania powołano instytucje finansowe o zasięgu globalnym – Międzynarodowy Bank Odbudowy i Rozwoju (The International Bank for Reconstruction and Development, IBRD) powszechnie znany jako Bank Światowy (World Bank) oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy (International Monetary Fund, IMF)[5].

Amerykańskie wydatki rządowe w latach 60.

W pierwszych latach po wojnie system spisywał się doskonale. Plan Marshalla pozwolił Europie Zachodniej stanąć na nogi, co kolejny raz potwierdziło walory interwencjonizmu. Światowy handel zaczął nadrabiać stracony czas. Jednakże dość szybko pośrednio wpisany w system standard złota dał o sobie znać.

Standard złota narzucał zbyt duży rygor na wydatki rządowe Stanów Zjednoczonych. Już w latach 60-tych finansowanie wojny w Wietnamie oraz wydatki prezydenta L.B. Johnsona związane z tworzeniem tzw. „Wielkiego Społeczeństwa” (The Great Society), kazały wątpić, że krążące po świecie dolary mają pełne pokrycie w złocie.

Ekspansję „łatwego” dolara, który miał być oparty na złocie, przerwał generał De Gaulle. Mając dobre wyczucie spraw monetarnych zażądał bardziej restrykcyjnej polityki monetarnej. Domagał się, aby Stany Zjednoczone regulowały swoje zobowiązania zewnętrzne w złocie, a nie drukowanym dolarze.

Ponieważ jego apele pozostawały bez odzewu, Francja rozpoczęła systematyczną wymianę swoich rezerw dolarowych na złoto po ustalonym parytecie 35$ za uncję. Groziło to Stanom Zjednoczonym utratą znacznych rezerw złota. 15 sierpnia 1971 roku prezydent Nixon, nie mając pola manewru, zawiesza wymienialność dolara na złoto po kursie z Bretton Woods.

Wnikliwy czytelnik i słuchacz może zwróci uwagę, że Prezent Nixon mówi o “czasowym” (odsłuchaj 1 minuta 5 sek.) zawieszeniu wymienialności dolara na złoto po kursie z Bretton Woods. Czyżby to wróżba na przyszłość?

System pieniądza fiducjarnego a wartość pieniądza i jego podaż

W ten sposób rozpoczyna się era pieniądza fiducjarnego (tzw. „fiat money”). Tenże pieniądz jest kreowany przez banki centralne ex nihilo, przy niemalże zerowym koszcie. Pieniądz fiducjarny w systemie bankowym nie jest wymienialny na kruszec metali szlachetnych, ale na inny pieniądz papierowy[6].

Można wymienić pieniądz papierowy tylko na inny pieniądz papierowy („papier” na „papier”). Jego postulowanym zabezpieczeniem (pokryciem) są dobra oferowane w gospodarce. W ten system wpisana jest inflacja, a więc systematyczna utrata siły nabywczej pieniądza. Dość powszechnie akceptuje się jednocyfrową inflację (1-4%) jako coś normalnego.

Mimo rozpadu systemu z Bretton Woods architektura świata finansów nie zmieniła się znacząco. Dolar amerykański pozostał i jest nadal najważniejszą walutą rezerwową, w której utrzymywane są ogromne pozycje rezerw walutowych poszczególnych państw. Dolar obsługuje międzynarodowe rynki surowców, towarów i metali szlachetnych. Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy kontynuują swoją działalność.

Od 1971 roku nie tylko ceny złota, ale i kursy walutowe reguluje rynek. Na rynku walutowym ich wzajemna wycena dokonuje się pod wpływem sił popytu i podaży (Wzmożone zainteresowanie zakupem waluty X podniesie jej wycenę. Natomiast niechęć do waluty X obniży jej relatywny kurs w stosunku do innych walut). Wywołuje to dużą zmienność i ograniczoną przewidywalność kursów walutowych. To z kolei, „napędza” klientów instytucjom oferującym instrumenty pochodne.

Skutki ewolucji światowego systemu monetarnego do 2009 i później

Warto zadać sobie pytanie, jak ta ewolucja systemu monetarnego wpływała i nadal wpływa na ceny złota oraz siłę nabywczą pieniądza papierowego. Poniższe dwa wykresy – rys. 1 i rys. 2 – pokazują cenę złota na przestrzeni prawie 200 lat, a więc od „epoki” systemu waluty złotej, po „epokę” pieniądza fiducjarnego.

Rys. 1. Średnioroczne ceny złota w latach 1833-1999 (USD / trojańska uncja złota)

Źródło: www.kitco.com

Rys. 2. Ceny złota w latach 1970-2020 (USD / trojańska uncja złota)

Źródło: www.tradingeconomics.com; Federal Reserve

Z tych wykresów wynikają dwie oczywiste tendencje, których punktem wspólnym jest decyzja Prezydenta Nixona o zawieszeniu wymienialności dolara na złoto po kursie parytetowym. Do 1971 roku cena złota była stabilna i na stosunkowo niskim poziomie. Od 1971 roku cena złota podlega znacznym wahaniom i systematycznie rośnie.

Można też spróbować spojrzeć na problem z innej perspektywy. Czy to cena złota tak pnie się w górę? Czy może dolar amerykański, w którym wyceniane jest złoto, tak dramatycznie traci swoją wartość? Przecież od tysięcy lat podaż złota jest na stałym i niskim poziomie. Może więc tylko znacznie przybywa banknotów? Jak kształtuje się podaż do gospodarki pieniądza papierowego? Na to pytanie odpowiada rys. 3.

Rys. 3. Podaż pieniądza M0 (bazy monetarnej) w latach 1959-2020 w miliardach USD

Źródło: trandingeconomics.com; Federal Reserve

Wykres obrazujący podaż pieniądza wiele wyjaśnia. Skoro podaż dolara amerykańskiego wciąż rośnie, to i jego siła nabywcza musi spadać. Nie tylko ceny złota, ale i ceny nieruchomości, kursy akcji spółek giełdowych oraz wielu innych aktywów uzyskują silny impuls wzrostowy. Albowiem dostępność tych dóbr jest znacznie bardziej restrykcyjna niż podaż dolara amerykańskiego.

„Helicopter money” w polityce monetarnej po 2009 roku

Na początku XXI wieku polityka monetarna napotkała na nowe ograniczenie. Otóż mimo tego, że stopy procentowe były wciąż trzymane bardzo nisko, gospodarka nie chciała się zbytnio ożywiać.

Ekonomiści nazywają to „pułapką płynności”. Mówiąc w uproszczeniu, bank centralny jest skuteczniejszy w wyhamowaniu gospodarki przez restrykcyjną politykę monetarną, gdy ta jest zbyt rozpędzona, niż w pobudzaniu jej, gdy kręci się zbyt wolno.

W niektórych systemach bankowych pojawiły się nawet ujemne stopy procentowe, co dla konserwatywnego finansisty jest czymś niebywałym! Ale nie trzeba tu być wielkim ekonomistą, inwestorem, finansistom i księgowym, aby uznać, że jeżeli świat poważnie mówi o ujemnych stopach procentowych, to znaczy, że coś już tu jest nie tak. Bardzo nie tak!

Dlatego obok polityki ilościowego luzowania (QE) coraz częściej pojawiało się hasło „helicopter money”. Coż ono oznacza? To niekonwencjonalna polityka monetarna polegająca na masowych bezekwiwalentnych transferach do gospodarstw domowych, które mają pobudzać popyt wewnętrzny.

Różnice pomiędzy ilościowym luzowaniem a pieniędzmi z helikoptera

Czym różni się zatem QE od „helicopter money”? Bank centralny prowadząc ekspansywną politykę ilościowego luzowania masowo skupuje obligacje i inne aktywa finansowe. Wskutek tego w bilansie banku emisyjnego pojawiają się aktywa finansowe po stronie aktywów i wyemitowane banknoty po stronie pasywów.

Zatem jeszcze to nie jest drukowanie pustego pieniądza. Dlatego też przyjmuje się, że QE jest odwracalne, gdyż skupione obligacje i aktywa finansowe można spieniężyć. Takiej odwracalności w podejściu „helicopter money” już nie ma. Pieniądze, które w tym trybie rozda bank centralny nie mają “zabezpieczenia” w aktywach bilansowych.

Kiedy pieniądz traci na wartości?

Myślę, że uważny i inteligentny Czytelnik może w oparciu o artykuł wyciągnąć kilka ciekawych wniosków dla siebie. Jaki ostatecznie skutek społeczno-gospodarczy wyniknie z tych wszystkich zjawisk, które obecnie obserwujemy na świecie, tego nie wie nikt. Jednakże wydaje się usprawiedliwione twierdzenie, że powoli kończy się kolejny wielki etap rozwoju historii pieniądza. Kończy się, bo kończą się jego możliwości.

Oczywiście ta erozja pieniądza może trwać jeszcze bardzo długo z perspektywy ludzkiego życia wywołując pełzająca inflację, która od czasu do czasu będzie przyspieszać do poziomów dwucyfrowych. Może też pojawić się nieoczekiwanie “wielki reset” z nową walutą elektroniczną (kryptowalutą) nadzorowaną przez banki centralne. Może też złoto wróci oficjalnie do systemu monetarnego, skoro banki centralne ostatnimi czasy raczej są skłonne je kupować, niż sprzedawać. Reasumując, coś wisi w powietrzu i warto pod tym kątem przemyśleć swoje sprawy majątkowo-finansowe, a nawet zawodowe i lokalizacyjne.

Zasadniczo w każdej jednostce, społeczności i społeczeństwie zakodowane jest pewien elementarny instynkt ekonomiczny, który mówi, że pieniądz musi mieć wartość. To z kolei oznacza, że musi mieć swój w miarę stały wartościowy ekwiwalent. Jeśli go nie ma, to przestaje być prawdziwym pieniądzem. Dzieje się to powoli lub bardzo szybko.

Źródła

[1] por. red. Roman Milewski, Elementarne zagadnienia ekonomii, PWN, Warszawa 1994, s.172

[2] red. W. Jaworski, Z. Zawadzka, Bankowość, Poltext, Warszawa 2005, s. 19, s. 95

[3] por. Stanisław Owsiak, Podstawy nauki finansów, PWE, Warszawa 2002, s.90.

[4] D. Kamerschen, R. McKenzie, C. Nardinelli, Ekonomia, Fundacja „Solidarność”, Gdańsk 1993, s. 253

[5] D. Kamerschen, R. McKenzie, C. Nardinelli, Ekonomia, wyd. cyt., s. 890-891

[6] Stanisław Owsiak, Podstawy nauki finansów, wyd. cyt., s. 117

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Powiązane artykuły