Przecenianie wpływu takiej konotacji na skalę szumu wokół kryptowalut byłoby niemądre, ale jego niedocenianie jest błędem. W pozabaśniowym wymiarze określenie kryptowaluty wiąże się z angielskim słowem „encryption” oznaczającym szyfrowanie, kodowanie. Bitcoiny i inne kryptowaluty są więc wytworem programistów, którzy nastawiają komputery na tworzenie ciągów liczbowych nie do rozszyfrowania w normalnych warunkach i przy normalnym wyposażeniu oraz zdolnościach łamaczy szyfrów. Tak skonstruowane ciągi liczbowe powinny być na 100 proc. nie do rozszyfrowania, w związku z czym świetnie mogą służyć jako pieniądz.
Podkreślanie na każdym kroku nadzwyczajności kryptowalut budzi u niektórych nadzieję, że można z ich pomocą wyzwolić się spod władzy państw i regulacji. Taka emancypacja od państwa to dla wielu arcypociągająca perspektywa, choć – czy wykonalna? Niekoniecznie! Również dlatego, że mimo czasem odczuwanych niedogodności z powodu omnipotencji państwa, większość ludzi rolę państwa akceptuje, a nawet lubi. Państwo chroni nas, ale nie za darmo – trzeba za to zapłacić pewną utratą niezależności.
Jeśli doszłoby do triumfu kryptowalut i zaniku obecnego pieniądza, w co nie warto jednak wierzyć, olbrzymie pretensje byłyby zapewne właśnie o to, że państwo porzuca swoje obowiązki wobec opłacających mu się obywateli. I to w sferze najbardziej dla nich zasadniczej, polegającej na kreowaniu, ale zwłaszcza na regulowania, obiegu pieniądza, najlepiej tak, żeby było go w sam raz.
Państwo jest w jakiejś mierze bytem abstrakcyjnym, ale najważniejsze, że wierzymy, że mamy na nie jakiś wpływ. A jaki mielibyśmy wpływ na „prywatnych” emitentów i kontrolerów kryptowalut skrywających się znacznie głębiej niż „Darknet”? Zdecydowane – żaden.
Jak każdy inny pieniądz?
Bitcoiny i inne wynalazki „wykopywane” przez komputery z wielkim zużyciem prądu tworzone są oczywiście – dla pieniędzy. To szczera prawda – dla pieniędzy można tworzyć … pieniądze i mieć praktycznie „za nic” wszystko, czego dusza zapragnie. Przekonujące, nieprawdaż?
Gdy się upowszechnił, pieniądz stał się najważniejszym instrumentem władzy. Najbardziej namacalna korzyść z kontrolowania podaży i obiegu pieniądza to zarobek między kosztami jego wytworzenia a wartością nominalną zwana rentą emisyjną. Komu udało się uzyskać przywilej wytwarzania i regulowania podaży pieniądza, także drogą zaboru za pomocą podatków i – rzadziej – ekspropriacji – ten mógł rządzić w miarę samodzielnie.
Jednak pieniądz to twór specyficzny, nie daje się mnożyć bez końca. Kto nie zna tej jego przypadłości lub wierzy, że umie jej zaradzić, ten sam na tym wprawdzie fortuny nie traci, ale z powodu strat ponoszonych przez obywateli, ponosi z reguły bardzo przykre konsekwencje polityczne.
Złamane szelągi nie są zatem w stanie udawać ciężkich od złota dukatów. Pamiętamy przypadek polskiego tynfa? To polska moneta z okresu po potopie szwedzkim, która według nominału miała zawierać 30 gramów srebra, a miała go 10-15 gramów… Teraz pojawiły się kryptowaluty z prywatnych „mennic” i chcą udawać, że stoi za nimi jakiś cel wyższy, choć ich jedyny cel to zarobek.
Pojawiły się kryptowaluty z prywatnych „mennic” i chcą udawać, że stoi za nimi jakiś cel wyższy, choć ich jedyny cel to zarobek.
Bitcoin i jego naśladowcy przedarli się do mediów głównie za sprawą swych cyfrowych właściwości. Są z tej samej złotodajnej skały co Google, Amazon i Facebook. Spełniają wszystkie kryteria medialne: koncept jest śmiały, nowatorski, a przede wszystkim oparty na tajemniczej technologii nie do pojęcia dla tzw. zwykłego człowieka. Pisać i mówić można o tym zjawisku wszystko, i tak nikt nie będzie wiedział, czy to prawda.
Kryptowaluty i tradycyjna polityka monetarna
To powiedziawszy wskazać trzeba, że kariera kryptowalut jest też pochodną zjawisk materialnych. Powstały wraz z kryzysem lat 2007-2009. Bitcoin przyszedł na świat w styczniu 2009 r., ale pierwsze samodzielne kroki rynkowe wykonał po kilku latach długiego niemowlęctwa. Na gruncie materialnym pożywką dla wczesnego bitcoina była ogromna antykryzysowa ekspansja monetarna. Pojawił się program pomocowy TARP, w ramach którego rząd USA wykupił za dobrze ponad 400 mld dolarów tzw. instrumenty pochodne i akcje zagrożonych banków. I była to jedynie przygrywka. Niemal równolegle amerykański bank centralny Fed zapoczątkował większy proces tzw. luzowania ilościowego QE zwany potocznie, lecz chyba trafnie (jeśli zrezygnować z dosłowności) „drukowaniem” pieniędzy.
Do obrotu trafiły na Zachodzie ogromne środki, choć aktywność dawców i biorców kredytu bankowego nie jest ostatnio nadzwyczajnie duża, a przez pandemię po części wręcz zamarła. Według szacunków firmy Research and Markets, globalna wartość kredytów komercyjnych zmniejszyła się z 6 875 mld dolarów w 2019 r. do 6 751 mld dolarów w 2020 r. Spadek nie jest spektakularny, ale luka wypełniana jest z naddatkiem.
Z kolei według Banku Światowego, w 2008 r. globalny produkt brutto miał wartość ok. 64 bilionów (64 000 mld) dolarów. Do 2019 r. urósł do prawie 88 bilionów, a więc przez cały ten okres o niecałe 40 proc. W tym samym czasie suma bilansowa amerykańskiego banku centralnego odzwierciedlająca skalę QE wzrosła z 900 mld dolarów na początku września 2008 r. do niemal 8 bilionów dolarów obecnie, czyli dziewięciokrotnie. Jak podaje The Economist, od początku 2020 do połowy 2021 r. sumy bilansowe banków centralnych najbogatszych państw świata zwiększone zostały aż o 11,7 bilionów dolarów. Pieniądze te musiały znaleźć swoje zatrudnienie. Pracodawcą zostały rynki finansowe oddalające się coraz bardziej od towarowo-usługowych działań i potrzeb zwykłych ludzi.
Od początku 2020 do połowy 2021 r. sumy bilansowe banków centralnych najbogatszych państw świata zwiększone zostały aż o 11,7 bilionów dolarów. Pieniądze te musiały znaleźć swoje zatrudnienie.
Pomysł na kryptowaluty pojawił się w niezwykle sprzyjających globalnych okolicznościach makroekonomicznych polegających na ogromnej podaży świeżego pieniądza jako reakcji obronnej na kryzys finansowy oraz związanego z tym spadku stóp procentowych w okolice zera. Oba te czynniki zmniejszyły obawy przed ryzykiem spekulacyjnym. Dominuje myślenie, że taniego pieniądza jest bardzo dużo, więc grzech z niego nie korzystać. Z drugiej strony większość inwestycji przynosi bardzo skromne zwroty, co skupia uwagę na nowince, jaką są tzw. aktywa cyfrowe w formie kryptowalut oraz na najpłynniejszych aktywach tradycyjnych, głównie na akcjach, dzięki którym inwestorzy mogą świetnie zarobić.
Na marginesie uwaga dotycząca nierówności, od lat stale aktualna. Kto wierzy, że nierówności dochodowe da się stępić, mniej lub bardziej, podatkami, ten błądzi. Gargantuiczne nierówności to praktycznie wyłącznie wytwór potęgi rynków finansowych i ich głównej właściwości polegającej na tym, że małe pieniądze przepadają, a wielkie – przeradzają się w jeszcze większe.
Korzysta każdy, kto umie i może
Serwis Coinmarketcap uwzględnia pod koniec lipca ponad 11 tys. kryptowalut. Ich łączna kapitalizacja to 1,5 biliona dolarów (1500 mld). Takie pieniądze muszą robić wrażenie, ale ocena staje się trzeźwiejsza, gdy dobierzemy obiektywny punkt odniesienia. Według brytyjskiej firmy Cryptocompare, w 2020 r. przeciętny obrót dzienny na rynkach kryptowalut wyniósł 13,1 mld dolarów. Tymczasem według serwisu DailyForex, dwa lata temu dzienna wartość transakcji forex wynosiła 6,6 bilionów (6 600 mld) dolarów, a rynek ten jest trzy razy większy od globalnego rynku instrumentów pochodnych i 35 razy większy od rynku akcji. Kryptowaluty daje się więc zauważyć na tle głównych składowych globalnego rynku finansowego, lecz tylko jako „na tapecie drobny rzucik dla ozdoby”.
W grze jest ledwie kilka kryptowalut. Pod względem kapitalizacji, na drugim miejscu po bezkonkurencyjnym prekursorze Bitcoinie wartym teraz ponad 700 mld dolarów, ale w dużej odległości od lidera, jest Ethereum (265 mld dolarów). Trzeci jest Tether – 61 mld dolarów. Jednomiliardowy próg kapitalizacji przekroczyły 74 kryptowaluty, a więc mały ułamek wszystkich notowanych (dane z 27 lipca 2021 r. według www.coinmarketcap.com). W piosence Kabaretu Starszych Panów Barbara Krafftówna śpiewała, że w czasie deszczu dzieci się nudzą… Tutaj chyba mamy tego przykłady.
Inwestorzy i spekulanci nudzili się w czasie pandemii jak mopsy, więc … zabrali się za krypto. Wiosną 2020 r. wszyscy byli w wielkim strachu, więc zeszli z rynków i bitcoiny kosztowały nawet mniej niż 5 000 dolarów. Jednak wraz z oswajaniem pandemii kryptowaluty zaczęły drożeć. Jesienią kurs bitcoinów wynosił kilkanaście tysięcy dolarów za jednostkę. Gdy wirus uderzył w USA i Europę z największą siłą poszybowały również bitcoiny i w połowie kwietnia 2021 r. osiągnęły rekord w wysokości bez mała 62 tysięcy dolarów. Jedni się bali, a inni w tym samym czasie nie próżnowali, łapiąc okazję. Nie minęły wszakże trzy miesiące, euforia – jak zwykle – opadła, a kurs spadł o połowę, poniżej 32 tysięcy dolarów. Nieliczni, sprytni i doświadczeni – zarobili, bardzo liczni – stracili, jak zwykle.
Ktoś to sobie policzył
W kronikach zapisano, że pierwszego bitcoina (BTC) „wykopano” 3 stycznia 2009 r. po około dwóch latach wysiłków. Wygrzebał go ktoś (osoba lub grupa) posługujący się pseudonimem Satoshi Nakamoto. Dlaczego kopanie? Dlatego, że proces tworzenia bitcoinów jest tak żmudny jak przekopywanie skał, żwirów i piasków w poszukiwaniu złota.
W rzeczywistości „kopanie” polega na niezwykle pracochłonnym rozwiązywaniu skomplikowanych zagadek matematycznych z użyciem sieci bardzo mocnych komputerów. Istnieje jakiś długi ciąg znaków (rodzaj hasła), a zadanie polega na właściwym jego dopasowaniu do innego ciągu – bloku informacji o rozmiarze jednego megabajta (1 MB). Elementem dopasowującym jest element równania zwany „hash”.
Z matematycznego punktu widzenia jest to stosunkowo proste, bowiem chodzi o sprawdzanie możliwych kombinacji znaków. Policzono podobno nawet, że trafienie poprawnego wyniku z ołówkiem w ręku i kartką na stole trwałoby kilkaset tysięcy razy dłużej niż istnieje wszechświat. Bitcoin i inne kryptowaluty są zatem nieoczekiwanym efektem wykorzystania mocy i możliwości mikroprocesorów, bez których coś takiego jak kryptowaluty cyfrowe byłoby tak realne, jak podróż człowieka poza Układ Słoneczny.
W początkowej fazie za znalezienie rozwiązania zagadki „górnik” otrzymywał 50 BTC oraz prawo do wpływów z opłat transakcyjnych pobieranych za posługiwanie się „jego” bitcoinami. Jednak wraz z rozwojem i wzrostem mocy obliczeniowych komputerów kopanie staje się łatwiejsze. Tymczasem, istotną cechą pożądanej waluty jest jej wiarygodność, ale też rzadkość. Tradycyjną egzemplifikacją tych dwóch cech jest zwłaszcza frank szwajcarski.
Twórcy wbudowali zatem w koncept bitcoinów dwa ograniczenia. Pierwsze, że proces zostanie zatrzymany po utworzeniu 21 milionów bitcoinów, co ma nastąpić ok. 2140 roku. Drugie ograniczenie polega na zmniejszaniu nagrody dla „górników” przez podziały jej na pół (stąd angielskie określenie halving) za wprowadzenie kolejnego bloku. Zmniejszanie nagrody następuje po utworzeniu 210 000 nowych bloków, co trwa ok. cztery lata. Obecnie za nowy blok należy się 6,25 bitcoinów, więc dotychczas odbyły się trzy przepołowienia.
Bitcoiny mają swoje grosze albo centy. Przy założeniu, że bitcoiny opanują świat całkowicie lub częściowo, że dotychczasowe założenia nie ulegną zmianie i że wartość bezwzględna tej kryptowaluty będzie rosła, zasada skończonej liczby bitcoinów sprawiłaby, że na co dzień ludzie posługiwaliby się bitcoinowymi groszami. W przypadku walut tradycyjnych podstawowa jednostka dzieli się najczęściej na sto i otrzymujemy grosze, centy, pensy, kopiejki. Bitcoinowy grosz jest mniejszy – jest jedną stumilionową jednego bitcona, i nazywa się satoshi, w skrócie sat.
Pieniądze w gotówce i na jednodniowych depozytach overnight używanych głównie przez banki tworzą agregat monetarny zwany wąskimi pieniędzmi (narrow money), określany w zależności od kraju symbolem M0 lub M1. „Wąskich pieniędzy” może być na całym świecie, po przeliczeniu na walutę amerykańską, jakieś 35 000 – 37 000 miliardów dolarów. Gdyby uwzględnić pieniądze ulokowane w funduszach inwestycyjnych i pieniężnych, na długoterminowych depozytach i innych aktywach finansowych (tzw. szerokie pieniądze – broad money lub M3), to globalna podaż pieniędzy sięga 100 000 mld dolarów, a może przekracza tę kwotę. Co stałoby się, gdyby wyrugować wszystkie pieniądze dzisiejszego świata i przyjąć zamiast nich bitcoiny w licznie zgodnej z limitem emisyjnym wynoszącym 21 milionów jednostek?
Dla uproszczenia zredukujmy wizję do codziennych transakcji zakupu i sprzedaży, zostawiając na boku oszczędności, inwestycje i rynek finansowy. Kurs jako takiej równowagi musiałby wynieść ok. 1 800 000 dolarów za 1 bitcoina (37 000 mld dolarów do 21 mln bitcoinów). Najzwyklejszy burger kupowany dziś za 7 zł, czyli za mniej więcej dwa dolary kosztowałby wtedy 111 satów. Bitcoinowy grosz jako 1/100 000 000 nie był zatem wytworem przypadkowej fantazji, ktoś to sobie policzył.
Gdyby w świecie bez dolarów, euro i złotych oraz pozostałych walut tradycyjnych limit emisji bitcoinów był nienaruszalny, to objawiłby się intrygujący skutek w postaci postawienia na głowie dotychczasowego opisu inflacji, powodującego zresztą duży problem poznawczy.
W naturalnym odbiorze wyższe i większe jest dla nas z reguły lepsze od niskiego i małego, zatem lepiej mieć 100 zł niż 50 zł. Jednak, gdy inflacja zabierze część dotychczasowej siły nabywczej, to dzisiejsze 100 zł okazuje się gorsze od wczorajszych 50 złotych. Jest z tego w miliardach głów wielki zamęt, który zniknąłby przy globalnym monopolu bitcoinów. Przy dużej liczbie koniecznych uproszczeń, nawet gdyby ceny nie rosły z wielu innych przyczyn, to musiałyby rosnąć w wyniku wzrostu produktu globalnego przy stałej podaży pieniądza i stałej szybkości obrotu pieniężnego. W przypadku bitcoinów jedyna dobra na to rada praktyczna to dalszy podział na jednostki mniejsze jeszcze od satów, np. milisaty, mikrosaty itd.
Forma pieniądza w trakcie zmian
Jest niemal pewne, że kiedyś pieniądz straci swój dzisiejszy wymiar materialny. Nasi bliscy lub dalsi potomkowie oglądać będą monety, banknoty i sztaby kruszców w muzeach, tak jak my teraz oglądamy średniowieczne zbroje. Krążyć będą bity, w skarbcach „trzymane” będą bajty, a może już i kwanty.
Jest niemal pewne, że kiedyś pieniądz straci swój dzisiejszy wymiar materialny. Będą to jednak ciągle pieniądze tworzone przez banki komercyjne oraz przez banki centralne.
Będą to jednak ciągle pieniądze tworzone przez banki komercyjne (lub ich następców w tym dziele) oraz przez banki centralne. Te drugie mogą zacząć wypierać komercyjne w części obsługi firm i ludzi, ponieważ wraz z postępującą informatyzacją bieżące finansowanie ich rutynowych potrzeb będzie można śmiało oddawać w ręce algorytmów, więc w tym zakresie wystarczy prawdopodobnie jedna instytucja pilnująca algorytmów.
To jest tylko niemal pewne. Zupełnie pewne jest natomiast, że żaden oddolny bitcoin lub dodgecoin nie zawładnie ludzkością, bo ona karmi się wieczną rywalizacją. Nie jest możliwe, żeby powstało np. jedno państwo światowe, tak jak nie jest możliwe, żeby powstała jedna waluta, kontrolowana przez grupkę mędrców, dla deklarowanej szczęśliwości miliardów ludzi.
Po sprowadzeniu do wspólnego mianownika walutowego „wąskiego” pieniądza jest na świecie równowartość 37 bilionów dolarów. Same dolary USA stanowią w tym agregacie ponad połowę, co jest jednym z podstawowych atutów i atrybutów potęgi tego supermocarstwa. Nie widzę nawet na najdalszym dostrzegalnym horyzoncie żadnych oznak tego, że Kapitol i Wall Street chciałyby oddać dolara za bitcoina. (Elektroniczne pieniądze banków centralnych – CBDC, to zupełnie cos innego).
Much ado about nothing – podsumował perypetie uczuciowe dwojga młodych Wiliam Szekspir. W sprawie kryptowalut i najsłynniejszej z nich – bitcoina, też hałasu dużo i też jest to hałas o nic, jak niebawem się okaże.
—
Jan Cipiur – ekspert od wyszukiwania i analizy najciekawszych badań i raportów z całego świata, dotyczących zwłaszcza prawa, podatków i wynagrodzeń; tropi absurdy w regulacjach różnych dziedzin gospodarki. Przez kilka lat kierował serwisem ekonomicznym PAP, a później wydawnictwem z udziałem PAP – „BOSS- Informacje Ekonomiczne”, które zajmowało się pogłębionymi analizami polskiej i zagranicznej gospodarki; współpracownik Studia Opinii. Na stałe związany z Obserwatorem Finansowym.
0 komentarzy